Bo i dla niego nie ma rzeczy niemożliwych i Shankera złapać nie tak łatwo;) płonący zewsząd ogień się go nie ima, żadna kula nie jest w stanie go trafić, to lecące coś nawet go nie drasnęło; ponadto Shanker jest szybszy od pociągu, odzyskał głos (chociaż miał chrypkę), dzięki Opatrzności zakrzepła mu krew w przeciętej tętnicy (!), jego kości są niezniszczalne i zrastają się automatycznie na widok czerwonej chustki ukochanej, co wyzwala w nim jeszcze większy insktynt przetrwania; Shanker potrafi też latać i skakać niczym w "Matrixie", tańczyć, grać na bębnach nie uderzając w nie, ratować życie niewinnych dam i słusznie karać łajdaków, którzy sobie na to zasłużyli. Ale czy oglądamy filmy tylko po to, żeby zobaczyć to, co jest realne?:) Mnie urzekła ta postać, urzekł mnie ten film, prawie wszystkie piosenki i muzyka przewodnia (piękny motyw z "Wyprawy do raju" :)). Były oczywiście drobne niedoskonałości, typu "bohater uderzył drugiego, choć go w zasadzie nie dotknął", ale to w końcu nic wielkiego;) dałam 9/10 i polecam "Koylę" wszystkim fan(k)om boskiego SRK:D
a mnie przyznam się szczerze ten film poważnie rozczarował, pominę milczeniem te oznaki filmów w stylu bonda (czyt. zabili go i uciekł), miałam wrażenie, że wszystko jest tam takie sztuczne, teatralnie wręcz nienaturalnie spotęgowane, a do tego jeszcze ubogi zasób utworów muzycznych, przez 80% filmu przewijał się praktycznie tylko jeden motyw muzyczny. Raczej więcej po niego nie sięgnę.
czyli dostrzegłyśmy w tym filmie to samo (motyw muzyczny i kompletną nierealność), tylko że mi się to podobało, a Tobie nie:) dla każdego coś innego, jak to mówią, dla mnie ta muzyka była boska po prostu (znałam ją i uwielbiałam już wcześniej) i tworzyła świetny klimat, cieszę się że twórcy ją wykorzystali:) pzdr