Bilet na ten film wygrałem w konkursie Filmwebu, za co serdecznie dziękuję losowi, bo po przeczytaniu opisów i obejrzeniu zwiastuna raczej nie wybrałbym się na ten film ?z własnej nieprzymuszonej woli?, tym bardziej, że luty 2007 to chyba jeden z najciekawszych miesięcy pod względem premier kinowych w ostatnich kilku latach i zwyczajnie kinomaniacy mają co robić :).
Film ogląda się dość lekko i przyjemnie. Piękne zdjęcia i ciekawa muzyka tylko potęgują ten efekt. Ale temat przecież nie jest banalny ? film opowiada o ojcu samotnie wychowującym dziecko, który nie ma dachu nad głową, a nierzadko także i centa w kieszeni. Jednocześnie uczęszcza na staż dla maklerów, który może i jest po części spełnieniem jego marzeń, ale nie daje gwarancji na poprawę bytu jego i małego Christophera. I całe szczęście, że film reklamowany jest jako ?oparty na faktach?, bo inaczej historia ta byłaby po prostu trudna do uwierzenia. Niemniej jednak nie jest to science-fiction. Dość szybko Chris stał się dla mnie kimś bliższym niż tylko postać z filmu; kimś, za kogo trzymałem kciuki i komu życzyłem choć odrobiny szczęścia w tej niekończącej się lawinie problemów i trosk. W tym miejscu, trzeba podkreślić życiową rolę Willa Smitha, którego łzy były dla mnie jak najbardziej szczere. Dzięki niemu historia ta, pomimo cienkiej granicy dzielącej scenariusz filmu od tragedii antycznej, staje się prawdziwsza. Dobrze spisują się zresztą także Thandie Newton i Jaden Smith, którego dowcipy rozśmieszały do łez, pomimo że wszyscy słyszeli je już przecież tysiące razy.
Wielu z komentujących pisze tutaj, że to jeden z najpiękniejszych filmów o dążeniu do spełnienia marzeń, że dał Wam wiarę w to, że jeśli chcemy, możemy wszystko. Ja spojrzałbym na to trochę z innej strony. Dla mnie ?W pogoni za szczęściem? opowiada o tym, że z wszystkiego da się w życiu wyjść, że nie wolno się załamywać i poddawać. Bo czy zostanie maklerem było jakimś wielkim marzeniem Chrisa? Jego marzeniem było raczej zapewnienie bytu synowi, a czy trzeba było do tego bawić się w Toma Cruise?a i rzucać się na mission impossible?
Film trwa całe dwie godziny, ale wydaje się, jakby minęło zaledwie pół. Ogląda się to bardzo dobrze, z lekkim uśmiechem na twarzy. Mnie od razu zrobiło się pogodniej na duchu. Bo, jak niedawno ktoś mądry w telewizji powiedział, ?Nie każdy dobry film wywołuje depresję i płacz?. I jest to prawda. Jeśli chodzi o ?W pogoni za szczęściem?, być może wyciąłbym z niego, albo chociaż oszlifował kilka ?cennych prawd moralnych?, jakie serwuje nam główny bohater, ale nawet z ich obecnością, filmowi daleko od kiczu. To nie jest ?Crossroads ? dogonić marzenia?, ?Karate Kid? czy ?Flashdance?. To porządny film, który może i nie jest arcydziełem, ale który spełnia najważniejsze wymogi ? wzrusza, bawi i uczy. I choć to brzmi strasznie banalnie, tak naprawdę jest!