Gdyby Hitchcock dożył lat 80ych i postanowił nakręcić w Stanach film giallo, zapewne powstało by coś zbliżonego do "Dressed to kill" DePalmy.
Fabuła jest naiwna, wszystko jest jednocześnie przerysowane, lekko kiczowate, ale i jak bardzo stylowe - jak to bywało w dobrych filmach giallo. Pierwsze zabójstwo (w pewnym sensie jedyne - jedna z nie wielu wad filmu) jest 100% hołdem dla włoskich thrillerów z lat 70ych, nie dało by się wprost uwierzyć, by DePalma nie inspirował się dokonaniami D. Argento, M. i L. Bavy, S. Martino czy U. Lenzi. Kiczowate, krwawe, przerysowane, stylowe. Powiedziałbym, że świetne. Do tego później gra świateł i cieni (ach ta burza), a wszystko to przyprawione "amerykańskością". Muzyka to 100% hollywoodu - żaden Morricone, żądnych Goblinopodobnych syntezatorów -raczej klasyczne dźwięki rodem z filmów Hitcha. Zresztą scena krążenia po galerii bardzo mocno przywodziła mi na myśl mistrza.
Nasza początkowa bohaterka niestety niemiłosiernie mnie irytowała, a scena pod prysznicem na początku przyprawiła mnie o histeryczny śmiech. Angie Dickinson była okropna, choć i to można by uznać za aluzję do gialli - przerysowana gra aktorska, tę jęki, te miny.
Do tego prowadzenie fabuły i bohaterowie - są tu może jakieś echa gialli (a może i cichutkie echa Hitcha), ale baaardzo zamerykanizowane. Ale to nic złego. Wszyscy bohaterowie byli bardzo charyzmatyczni (po za Kate Miller :), rozmowy Liz Blake z Doktorem Robertem Elliottem czy z Detektywem Marino (chyba nie przypadkowo nazwisko kojarzy się z Italią) były naprawdę smakowite. Caine w sowjej roli wypadł bardzo dobrze, choć nie była to żadna "popisówka" :)
tak czy siak polecam, ale wydaje mi się, że film najlepiej docenią osoby zaznajomione z giallo, innym niektóre sceny mogą wydać się głupie i przerysowane, nie dostrzegą w tym celowości.
Autopromocja tematyczna (teledysk z fragmentami min. tego filmu)
http://www.youtube.com/watch?v=uYFG8fnkEWg
SPOJLER! Jedyna rzecz która mi przeszkadza w tym filmie to to że właściwie od początku wiadomo kto jest mordercą.Ja przynajmniej wiedziałam.Może gdyby zamiast Caine'a zagrał inny aktor,nie tak wysoki i postawny.. bo tak to mamy toporną blondynę w kiepskiej peruce,nie trudno się domyśleć kto nią jest.
He racja, dla mnie już w scenie z windą kobieta w czarnych okularach była nieco podobna do Caine'a.
Też wiedziałem od samego początku kto jest mordercą, ale im dłużej seans trwał, tym więcej wątpliwości De Palma zasiał. Dobre zakończenie, bo niejednoznaczne. Koszmar trwa, a tu na napisach końcowych leci sobie taka miła muzyczka... De Palma potrafi.
świetna recenzja i spostrzeżenia, mam takie same odczucia, ten film to Hitchcock + Argento + własny styl De Palmy. Prawdziwa gratka dla fanów gatunku, reszcie bym nawet nie polecał bo pewnie nie docenią, a tak obiektywnie i trzeźwo patrząc to właściwie ten film mimo całego stylu jest na wskróś kiczowaty, no ale żeby to docenić to tak jak napisałeś trzeba wiedzieć co to jest ten "żółty kryminał" i trochę obejrzeć tych wcześniejszych dreszczowców.
Na końcu leciała muzyczka taka jak z samego początku jeżeli się nie mylę. Może to coś sugerować, ale też nie musi.
A niby co ma sugerować? Że historia zatoczyła koło, że Allen czeka identyczny los jak Dickinson? Eee, chyba muzyczka nie ma aż takiego ważnego, ukrytego znaczenia.
Lepiej powiedzcie, jak odbieracie zakończenie: (DUŻY SPOILER) doktor naprawdę uciekł ze szpitala, czy była to jedynie część snu bohaterki? (KONIEC)
De Palma bawi się w tym filmie na całego.
"A niby co ma sugerować? Że historia zatoczyła koło, że Allen czeka identyczny los jak Dickinson? Eee, chyba muzyczka nie ma aż takiego ważnego, ukrytego znaczenia." - dokładnie:) Chociaż wiadomo, że to tylko moje wyolbrzymione domysły.
Wg mnie zakończenie to był sen, świadczyć o tym może np. spora grupa pacjentów gapiących się na morderstwo dokonane przez doktora. Wygląda to więc nierealistycznie.
Rzeczywiście w szpitalu nie ma żadnej ochrony, doktorek robi sobie, co tylko dusza zapragnie ;) Ale jednak do końca nie można być pewnym. Mógł zwiać, a następnie oglądamy sen. Ciekawe co na to De Palma? On zna odpowiedzi na te pytania. Fajny ten finał, każdy widz sam może zdecydować jaką wersję zakończenia wybiera.
"Zresztą scena krążenia po galerii bardzo mocno przywodziła mi na myśl mistrza"
"Zawrót głowy" Hitchcocka się kłania, Dickinson zresztą w scenie w muzeum jest niemal identycznie ubrana jak Kim Novak.
"Do tego później gra świateł i cieni (ach ta burza)"
Ta burza przypomina mi scenę z innego filmu Hitchcocka, "Marnie".
"Do tego prowadzenie fabuły i bohaterowie - są tu może jakieś echa gialli (a może i cichutkie echa Hitcha)"
Echa Hitchcocka nie są tu wcale cichutkie, tylko bardzo głośne :) Cała fabuła przypomina "Psychozę", a ponadto można zauważyć aluzje do "Zawrotu głowy" i "Okna na podwórze".
De Palma najlepiej z wszystkich reżyserów bawi się stylem Hitchcocka.