Bo jako opowieści filmowej to raczej nie można go oceniać.
A jeśli zadamy sobie pytanie, czym różni się dobry spektakl teatralny od dobrego filmu, to będziemy
wiedzieli czego brakuje temu filmowi, żeby mógł zostać uznany, zupełnie obiektywnie, za dzieło
filmowe.
Ok. Mam ponad trzy dychyna karku, więc pamiętam lata 80. Pamiętam ten klimat, oczywiście z
dziecięcej perspektywy, niemniej czołgi na ulicach widziałem na własne oczy. Dlatego zupełnie
subiektywnie „Wałęsa” trafił do mnie zupełnie bez problemu. Doskonale dobrana muzyka, z
najlepszych czasów polskiej muzyki niezależnej. Prawdziwe dokumentalne zapisy epoki – doskonała
rzecz.
W zasadzie to mamy tu do czynienia z popisem aktorskim obywatela Więckiewicza Roberta, aktora.
Troszkę balansuje na granicy pastiszu, ale nie przekracza. To bardzo czujne, dowcipne i przychylne
potraktowanie Wałęsy.
Grochowska „Danuśka” też fajna, choć kiedy krzyczy, nie przekonuje aż tak bardzo.
Reszty aktorów, może poza panią Omaggio, w zasadzie się nie zauważa. Są rozmytym tłem. Migną
tylko i już ich nie ma.
Można by jeszcze różne rzeczy napisać, ale ograniczę się do jednej konstatacji. Otóż ze zdziwieniem
odnotowuję fakt, iż reżyser Wajda i tuz literacki, jakim bez wątpienia jest Głowacki mogli sporządzić
taką lichą podporę dramaturgiczną. My, widzowie bowiem, w zasadzie się nie boimy. W zasadzie nie
odczuwamy wielkiego poruszenia narodowego. W zasadzie nie do końca dajemy się przekonać co do
argumentów budujących bodźce motywacyjne bohatera. No my wiemy, że Polska, że dranie
komuniści, że los robotnika, że pałowanie, że przesłuchania, że UBecja itd... itp... ale wszystko to
jakieś takie telenowelowo podane. Bez cienia zaskoczenia. Jak na akademii w szkole, gdzie dzieciaki
siedzą przy drabinkach, a na środku sali ktoś stara się wszystko b a r d z o w y r a ź n i e
unaocznić, żeby połapały się w fabule.
Sorry – to słabe.
Ale wszystko uratował Robert WIęckiewicz, który na tyle rekompensuje całą nieporadność dzieła
Wajdy, że nawet da się to obejrzeć. Bez szczególnego zażenowania.
Nawet zażenowania nadmuchanym niczym balon Wałęsą w Arłamowie. To dziwne było!
Życzymy miłego odbiorcy. Jak mawiał Tym.