Niedawno na jednej ze stron internetowych znalazłem następujący komentarz:
"Wawel jest miejscem pochówku Królów Polski i ich rodzin ponieważ był ich siedzibą. (...) Kaczyński do tego miejsca nie pasuje. (...) Może gdyby Wałęsa zginął w 1994, to jego pochówek, wtedy, bym zrozumiał."
Pod jego wpływem zacząłem się zastanawiać, co by było, gdyby do katastrofy smoleńskiej doszło 10 kwietnia 1994, w trakcie lotu na 54 rocznicę zbrodni katyńskiej doszło do katastrofy samolotu Tu 154, w której giną również najważniejsze osoby w państwie co w 2010 (ale wówczas pełniące te funkcje, np. Lech Wałęsa z Danutą, ówczesna kancelaria, ówcześni politycy, szefowie: NBP, wojska, org. kombatanckich itd.)
* Jaki miałoby to wpływ na polską politykę?
* Jak wyglądałyby wybory prezydenckie w 1994?
* Demokracja jest bardzo młoda, czy po takiej katastrofie jest ryzyko powrotu PRL przed 50 rocznicą jego powstania?
* Jakie są reakcje ówczesnych przywódców świata, czy udają się na pogrzeb prezydenta do Polski? (z tego co wiem w 1994 nie wybuchł żaden wulkan zagrażający lotnictwu)?
* I jak to wpływa na stosunki z jelcynowską wówczas Rosją? I jak wyglądają śledztwa katastrofy w Rosji i Polsce?
* I przede wszystkim, czy popieracie pomysł pochówku Lecha Wałęsy na Wawelu?
Te założenia nie mają na celu nikogo obrazić, mają one charakter czysto teoretyczny.