Film trzyma poziom. Nie jest to nudny melodramat a la Katyń, a niezłe kinko akcji. Lesiu to nowy
polski Bond, który w imię wujka Sama obala komunę w pojedynkę! Tak w pojedynkę taki jest
wydźwięk filmu. Bawiłem się nieźle, były momenty nudy np. przesłuchanie w jakiejś piwnicy... Ale
jak to Andy Wajda ma w zwyczaju jest trochę głupot. Przykładowo Lechu klepie się z milicją pod
Dworcem w Gdańsku, pieprznął wózek w bok i jeb*t. Bruce Lee to przy nim mięczak. Pytam się
więc jakim cudem elektryk położył na glebę 4 milicjantów, a jednemu wyrwał karabin?! Normalnie
Rambo.