Film pełen faili. Daruję wersalkę z 90 lat i wózek, który też nie jest z epoki (a mogli pożyczyć z "Bejbi Blues", byłby idealny), ale słownictwo już mogli doszlifować. Wyraz "małolaty" nie jest słowem z lat 70tych. Kolejna wtopa: Wałęsa w roku '79 mówi, że ma 6 dzieci. W roku '80, po narodzinach kolejnego dziecka, dziennikarz pyta Danutę o ilość dzieci i ta odpowiada: "sześcioro". No i najlepsze: lądowanie w Arłamowie. Na ekranie pojawia się napis z datą 11 maja 1982. Wszyscy w kurtkach, jeden z kolesi w kożuchu, żołnierze mają zimowe mundury i czapki uszatki. W innej scenie wartownik - żołnierz nosi gumofilce zamiast opinaczy. Po reżyserze Oscarem w kieszeni i nominacjami za 4 filmy spodziewałem się większej precyzji.
Natomiast owacje na stojąco należą się Robertowi Więckiewiczowi. Wygląd to nie jego zasługa, ale gesty, timbre głosu, akcent i intonacja są skopiowane mistrzowsko. Po dwóch głębszych myślałbym, że oglądam samego Lecha. I tylko dla maestrii Więckiewicza warto obejrzeć film. Cała reszta jest naprawdę słaba. Zdjęcia z bliskich planów, żeby nie weszło w kadr nic współczesnego, bezbarwna Grochowska, czy coś, co mi przeszkadzało najbardziej: brak rozwinięcia akcji i puenty.