że film robił Andrzej Wajda, a więc reżyser mało obiektywny, skażony swoim wcześniejszymi
obrazami, czyli Człowiekiem z marmuru i Człowiekiem z żelaza, co mogło przełożyć się na laurkę
ku czci Wałęsy. Wałęsę można cenić lub nie, to sprawa osobista, a właściwie politycznych
preferencji. Dla mnie sam Wałęsa to postać z jednej strony wieloznaczna, zagmatwana, pełna
odcieni szarości, a z drugiej czytelna, bo wiadomo Polak - katolik. I to tyle jeżeli chodzi o bohatera
zagranego genialnie przez Roberta Więckiewicza, dla którego, nie ukrywam, film ten obejrzałem, i
co ważniejsze, obejrzałem z ciekawością. Wajda perfekcyjnie przeniósł nas w tamte czasy, czasy
o których zapomnieliśmy, a których zapomnieć nie powinniśmy. NIGDY! Film odbiera raczej "ku
przestrodze" niż ku "czci" Wałęsie. Wałęsa, czy to nam się podoba, czy też nie, przeszedł do
historii jako bohater pozytywny, bohater symbol, bohater o którym będą uczyć się w szkole
kolejne pokolenia, jak mu uczyliśmy się o Kościuszce i Piłsudskim. Zdaję sobie sprawę, że
znajdzie się PZPR-owski pomiot plujący zarówno na Wałęsę jak i Wajdę, ale osobiście nic bym
sobie z tego nie robił, gdyż, jak zauważyli to mądrzy ludzie: Psy szczekają, karawana jedzie dalej!
Solidne 8!
Generalnie jest ostatnimi czasy problem z obiektywnością w filmach traktujących o komunizmie. Antoni Krauze w "Czarnym czwartku" w wybitnie negatywnym świetle przedstawił organy PRL, a Wajda usiłował ewidentnie wytłumaczyć ciemne sprawki Lecha Wałęsy. Udało mu się to zresztą całkiem wiarygodnie i to, co przedstawiono w filmie w pełni uzasadnia chwilową współprace z komunistami.