Młody mężczyzna wprowadza się do starego wagonu przerobionego na pomieszczenie mieszkalne. Nie wie, że pociąg, z części którego zrobiono ów kompleks ma swoją tragiczną historię.
Zaczynają się przywidzenia, koszmary, a w końcu okrutne mordy. Takie trochę gore w połączeniu z parapsychologią.
Fabuła ujdzie w tłoku. Niezła jest też muza (co jest zresztą typowe dla horrorów lat 80-tych, nawet tych niskobudżetowych). Czasem wprowadza klimat grozy, czasem zarzuca romantyczny kawałek a'la Miami.
Jest to też jeden z tych horrorów, gdzie druga połowa jest ciekawsza niż pierwsza.
Ale też kilka minusów. Efekty takie sobie. Sceny mordów można by nazwać takim stylem "ubogiego Freddiego". Ponadto irracjonalne zachowanie bohaterów. Nie podobała mi się też gra aktorska. Po za może Jeffem Conawayem. Z tym, że o ile aktorem to on dobrym jest, tyle jego rola też jakaś taka trochę do bani była (zbyt przerysowana). Kevin McCarthy po cieniutkiej "Mrocznej Wieży" ciut poprawił swoją reputację, ale też bez euforii.
Reasumując, myślę że fani starych B-horrorów (którzy wiedzą, czego mogą się spodziewać po takich produkcjach) powinni być usatysfakcjonowani. Reszcie odradzam.

Osobiście przed seansem liczyłem na więcej, ale niech będzie.
6/10