PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=11531}
7,3 2 455
ocen
7,3 10 1 2455
7,3 10
ocen krytyków
Walkabout
powrót do forum filmu Walkabout

Kod nieznany

użytkownik usunięty

Historia zaczyna się dość niewinnie. Ojciec zabiera swą nastoletnią córkę (Jenny Agutter) i jej młodszego brata (Luc Roeg) na piknik daleko poza miastem. Otaczająca ich przyroda, mimo wysokiej temperatury i piaszczystego krajobrazu, wprowadza nastrój odprężenia i spokoju. Jednak w pewnej chwili mężczyzna zaczyna strzelać do syna chowającego się za kamieniami. Gdy dziewczyna biegnie uratować swego brata, ojciec podpala samochód i strzela sobie w głowę. Od tej pory rodzeństwo będzie musiało o własnych siłach przeżyć na “obcej” ziemi i odnaleźć drogę do domu.

Jak informuje nas reżyser jeszcze przed rozpoczęciem filmu, tytułowy walkabout odnosi się do zwyczaju właściwego dla Aborygenów. Gdy chłopiec osiąga wiek 16 lat, zostaje wysłany na wędrówkę wgłąb kraju. Przez kilka miesięcy musi polegać na własnych umiejętnościach przeżycia – polować, spać na ziemi, jeść jej owoce, odnajdywać wodę. Roeg pokazuje w swoim dziele, że dorastanie i wędrówka przez życie nie dotyczy jedynie rdzennych Australijczyków, a jest cechą uniwersalną, wspólną dla każdej istoty ludzkiej.

Fascynujący obraz. Z jednej strony pokazuje jałowość dążeń człowieka, bezcelowość rozwijającej się cywilizacji. Człowiek buduje wokół siebie mury, zakrywa ziemię asfaltem i kostką brukową, ogranicza przyrodę do małych obszarów wyznaczonych krawężnikiem, ogląda świat zza szyb. Niby jest istotą rozwinięta, mającą dostęp do bogatego dorobku kultury duchowej i materialnej, ale czy jest szczęśliwy? Czy w ogóle korzysta z możliwości obcowania z naturą i poznawania innych, zupełnie mu obcych kultur? O ile łatwiej jest przecież zamknąć się w czystym, wygodnym mieszkaniu zostawiając wszystko za drzwiami. Jak pokazują pierwsze sceny "Walkabout", cywilizacja zachodnia nie zdała egzaminu. Bo cóż to jest za świat, gdy naturalna forma życia (owad, dzikie zwierzę) na betonowym podłożu postrzegane jest jako szkodnik/zagrożenie, a człowiek jest w stanie odebrać sobie życie z powodu zaprzepaszczonej kariery. “Biała twarz” własnymi rękami stworzyła świat, który stał się istotą samą w sobie i wcale nie jest do wszystkich przyjaźnie nastawiony.

Z drugiej strony, Roeg pokazuje jak mało wiemy o drugim człowieku. Dziewczyna i Aborygen zdają się mieć wiele wspólnego. Oboje trafiają na australijskie pustkowie w wieku dojrzewania. Ich seksualność jest subtelnie akcentowana przez cały film. Wywodzą się z kultur opartych na podobnych zasadach. Dźwięk i obraz pozwala nam dostrzec wiele analogii między miejską dżunglą a życiem w outbacku. Zgiełk ludzi/zwierząt, zdobywanie pożywienia, oporządzanie zdobyczy przez rzeźnika/Aborygena itd. Odczuwają te same potrzeby pragnienia, głodu i znalezienia domu. W zasadzie różnią się tylko kolorem skóry, a jednak dzieli ich przepaść.

Język, pozornie trywialna rzecz, uniemożliwia im jakąkolwiek komunikację. Angielska dziewczyna, urodzona i wychowana w mieście jest do tego stopnia niewolnikiem “cywilizowanego” trybu życia, że nawet nie próbuje się porozumieć z rdzennym Australijczykiem. Nawet nie gestykuluje, uparcie posługując się ojczystym językiem: “Woda. Musisz to rozumieć, każdy by mnie zrozumiał. Woda. Do picia”. Współczesna cywilizacja zabiła jej naturalną ciekawość i zdolność do interakcji z otoczeniem. Dopiero jej o wiele młodszy brat gestami sygnalizuje, że są spragnieni, co “dzikus” rozumie bez problemu. I tak tylko dziecko, jeszcze nieskażone społecznymi normami, potrafi odnaleźć wspólny język z obcym, skupić się na przekazywanej informacji, a nie formie przekazu.

Różnice kulturowe widzimy także m.in. w scenie tańca. Aborygen umalowany wg plemiennych zwyczajów zaczyna odprawiać jakiś dziwaczny obrzęd, porusza się w komiczny sposób, machając gałązkami. Dla białej dziewczyny jest to sytuacja niezrozumiała, wręcz straszna, odbiera to jako akt agresji, jakieś zagrożenie. A jeśli to w języku plemienia czarnego chłopaka oznacza okazanie zainteresowania płci przeciwnej, taniec zalotny? Brak zrozumienia drugiej osoby ma swoje konsekwencje. Równie dobrze mogłoby to być spotkanie człowieka z obcą formą życia na Marsie.

"Walkabout" uwodzi widza pod względem formy. Zdjęcia świetnie oddają klimat gorącej Australii, jednak bez popadania w pusty zachwyt czy sentymentalizm jaki możemy znaleźć w filmach przyrodniczych. Fauna i flora jest piękna i intrygująca, ale jest też groźna, zwierzęta umierają i zjadają się nawzajem, a nie tylko ładnie wyglądają. Dźwiękowi daje początek industrialne brzmienie, jakby huk przelatującego samolotu, które następnie zmienia się w trzeszczące radio. Koniec końców, przemysłowe odgłosy konkurują z aborygeńskim didgeridoo. Miejski szum odzwierciedla życie dzikiej przyrody. Niby nic wielkiego, ale zintensyfikowane dźwięki natury w połączeniu ze zdjęciami tworzą niezwykły klimat.

Film bardzo dobrze ukazuje odwieczny konflikt kultura-natura oraz skutki utraty kontaktu z tym pierwotnym środowiskiem, a co za tym idzie – często i z wartościami innymi niż materialne. Piękna, choć mało optymistyczna historia o człowieku, który sam na siebie zastawia pułapkę. Kino drogi posługujące się obrazami, odporne na bariery językowe.



http://szubrawca.wordpress.com/2012/10/08/kod-nieznany/

użytkownik usunięty

Pod powyższym linkiem kryje się wersja poprawiona, zapraszam :)

Ojciec chyba zostaje zwolniony z pracy? Może mylę się?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones