Przykro patrzeć jak Stone na starość dziadzieje. Od kilku lat kręci same gnioty i ten film nie jest niestety wyjątkiem. Szkoda, bo w dobie kryzysu finansowego filmowy powrót Stone'a na Wall Street mógł zaowocować czymś naprawdę interesującym. Mógł, gdyby reżyserowi chciało się zrobić coś więcej niż moralizatorską papkę jadącą tylko i wyłącznie na marce oryginału, z którego w tym filmie nie ostało się nic godnego uwagi. Fatalnie poprowadzona postać Gekko (z bezwzględnego rekina finansjery został sympatyczny dziadek podpisujący książki starszym paniom), całkowicie bezbarwna reszta bohaterów, całe tło to nudny finansowy bełkot. Jak sobie człowiek przypomni fascynująco i drapieżnie ukazany świat giełdy i wielkich pieniędzy w pierwszym "Wall Street", tym większy wqrw bierze, że Stone tak zepsuł markę świetnemu oryginałowi.
Film nawet nie zbliżył się do oryginału z lat 80-tych. Reżyser tylko jechał na tytule i nic tak naprawdę nam nie pokazał. Słaby Douglas i inni niestety też. Najbardziej boli jak wiedzę marnującą się Carey Mulligan, film nie dla niej. Stać ją na wiele więcej.
Film tak nudny że musiałem go oglądać na dwie raty, beznadziejnie stworzony, bezbarwne postacie i bezbarwny scenariusz. Do oryginału z lat 80 nawet się nie umywa - w oryginale Dauglas był diaboliczny i szalenie przekonywujący w swojej roli, tutaj zagrał b.słabo. Do tego jeszcze Carry Mulligan - cały film jedna mina, nie mogę oglądać tej dziewczyny po prostu działa na mnie jak płachta na byka. Za całość tylko 5, wielkie rozczarowanie.