Obłęd prowadzi do morderstwa lub... samosądu - rozpisana na trzy postacie tragedia z klimatem Alaski w tle: miejscami robi wrażenie, ale całość już nie powala.
Nie mogę poprawić powyższego wpisu, więc dodaję nowy - popełniony po ponownym obejrzeniu filmu :).
Rok po sukcesie "Niezwykłych przygód Mister Westa w kraju bolszewików" Kuleszow nakręcił przejmujący dramat dość swobodnie oparty na opowiadaniu Jacka Londona "The Unexcepted", a któremu bliżej do "Chciwości" Stroheima niż tego, co wówczas kręcono w ZSRR.
Rzecz rozgrywa się w Klondike w okresie gorączki złota (znamienne, że film powstał rok po sukcesie, jaki odniósł w tym temacie Chaplin). Pięcioro poszukiwaczy znajduje wreszcie cenny kruszec, ale jeden z nich, Jack, w szale zabija dwóch swoich towarzyszy. Pozostała dwójka - małżeństwo Nelsonów - obezwładnia napastnika i zastanawia się, co z nim zrobić. Mąż, Fred, chce go zabić, jednak żona, Edith, uważa, że powinien on zostać sprawiedliwie osądzony. Problem w tym, że cała trójka jest uwięziona w chatce i na żadną pomoc z zewnątrz liczyć nie mogą, dlatego też atmosfera staje się coraz bardziej napięta. W końcu Nelsonowie decydują się powiesić Jacka, co też czynią, jak się jednak okaże w zaskakującym finale, wyrok ludzki przegrał z wyrokiem natury...
To zdecydowanie najlepszy film Kuleszowa, choć i tym razem nie udało mu się przenieść na ekran własnych założeń teoretycznych, a choć w "Według prawa" robiących wrażenie scen nie brakuje, to całość już tak nie zachwyca. Owszem, stosowane przez reżysera zabiegi montażowe, rozbijające tradycyjną narrację, są całkiem pomysłowe, a zdjęcia mroźnej i zaśnieżonej północy są bardzo sugestywne, to nie do końca przekonuje mocno przerysowane aktorstwo. Obsadzona w roli Edith Nelson Aleksandra Chochołowa (prywatnie żona Kuleszowa) gra zbyt ekspresywnie, choć przyznać trzeba, że jej nietypowa, daleka od standardów, uroda sprawia, że jej postać ma w sobie coś zjawiskowego - ale i irytującego zarazem. Trudno też nie zauważyć, że fabularny punkt wyjściowy jest doskonałym materiałem na rasowy thriller lub naturalistyczny dramat - Kuleszow nie idzie jednak tropem von Stroheima i wprowadził akcenty tragigroteski, co rozbija nieco dramaturgię, a film chwilami bywa nieznośnie pretensjonalny.
Rosyjski mariaż "Chciwości" i "Gorączki złota" wart jest jednak uwagi - w pamięci zostaje przede wszystkim finał, widok chaty samotnie sterczącej na powstałym z roztopów jeziorze i przejmujący grymas Aleksandry Chochołowej, której rola jest chyba najbardziej ambiwalentną kreacją aktorską tego roku...