Po zwiastunie obawiałem się "Wesela" Wyspiańskiego, Smarzowskiego, "Dybuka" Waszyńskiego i "Demona" Wrony. Jedyne co mnie zaintrygowało to Kulesza pijąca wódkę, facet w długich kręconych włosach i Więcławek. Teraz czytam, że to jego najbardziej bolesny film i najlepsze dzieło od czasów "Domu Złego" a zwiastun nie mówi nam nic. Zastanawiam się co by było gdyby "Wesele" 2004 zamienić miejscami, np. Arciuch w roli Łabacz. Zarzuty są takie, że ten film nie ma litości w dosadności i jest trochę transparentnie #owszystkim. Chcę się pomylić. Co do sceny z świnią to to jest chyba łopatologia o polskiej nienawiści. W pewnej recenzji przeczytałem, że pokłosie lat 90 pomogło nam myśleć, że kiedyś faktycznie byli tacy biznesmeni.
Pan Wojciech myślał o tym filmie przez 20 lat. Smarzowski nie jest artystą, ale potrafi malować i jest milion razy bardziej wnikliwy i czuły dla swoich bohaterów niż Vega. To jest kino autorskie, ale nie artystyczne. Piotr Domalewski to kino artystyczne, ale przystępne, on rozrysowuję swoje postaci trzy milliardy razy subtelniej niż Smarzowski. Czy wyobrażacie sobie co by było gdyby u niego lub Matuszyńskiego zagrali Dygant albo Adamczyk? Reżyser polaryzuję aż niemiło, chcę się przekonać. A może właśnie chcę nam w ten przekazać "badźmy dla siebie mili i życzliwi, kochajmy się" oprócz "weź się opluj Polaku zdegenerowany"?