6,2 40 tys. ocen
6,2 10 1 40085
5,3 60 krytyków
Wesele
powrót do forum filmu Wesele

Wojciech Smarzowski - tego pana raczej fanom polskiego kina przedstawiać nie trzeba. Od głośnego "Wesela" z 2004 roku, "Dom Zły", "Różę", "Drogówkę", "Pod Mocnym Aniołem", "Wołyń", "Kler" historia zatoczyła koło i po raz kolejny oglądamy "Wesele". Czy to autorski remake? A w życiu... Czy jest to kino godne polecenia? Też raczej ciężko stwierdzić, a to dlatego że do tej pory uważałem naprawdę dobry "Kler" za najsłabszy film reżysera. Niestety po seansie tegorocznego "Wesela" muszę zmienić zdanie.

"Wesele" to film, na który Smarzowski nie miał zbytnio pomysłu. Mamy typowe polskie wesele, gdzie przyszła panna młoda Kasia Wilk (Michalina Łabacz), już w zaawansowanej ciąży wychodzi za mąż za niezbyt bystrego, ale za to cwanego gościa Janka (Przemysław Przestrzelski), który z tej racji że ojciec panny młodej Ryszard Wilk (Robert Więckiewicz) jest dość majętny (jest właścicielem zakładów mięsnych), chce dość szybko się w miarę życiowo "ustawić". Ojcu panny młodej, podobnie jak Marianowi Dziędzielowi w oryginalnym "Weselu" z 2004 roku, świat w trakcie uroczystości zaczyna się walić, bo a to ktoś sabotuje pracę jego firmy i zaczyna szantaż pokazując filmy z ubojni należącej do Ryszarda, a to Ukraińcy obsługujący gastronomię na weselu nie dostali takiej zapłaty jak trzeba, a to miejscowi chcą mu spuścić przysłowiowy "wpie*rdol", bo zatrudnia ludzi ze wschodu zamiast nich, a to kontrakt z zachodnią firmą może nie dojść do skutku... Brudne interesy trzeba załatwiać z uśmiechniętą miną...

Wydaje się więc, że mamy do czynienia z czymś na kształt odautorskiego remake'u. Gdy pojawiają się już takie elementy, jak zniszczone luksusowe auto z wbitą siekierą, zawiedziona panna młoda i naje**bany pan młody, na scenę wchodzi ojciec Ryszarda, Antoni Wilk (Ryszard Ronczewski w swej ostatniej roli, obok Krzysztofa Kowalewskiego, który również pojawia się na moment na ekranie), powracający pamięcią w czasy okupacji, kiedy to narażając się każdego dnia, chronił żydowską rodzinę, której częścią była kobieta, którą kochał... Narracja powraca do czasów drugowojennych a tam oglądamy pogromy żydowskie, w miejscowości, której Antoni nigdy nie opuścił...

Zawsze ceniłem filmy Wojtka za to idealne wypośrodkowanie tematu, bez przeginania w którąkolwiek ze stron dramatu, bez przerysowywanych bohaterów, ale tym razem chyba paliwo się wyczerpało. Oglądając tegoroczne "Wesele", mam wrażenie, że Smarzowski miał pomysł na dwa oddzielne filmy, ale coś uroiło mu się w głowie, żeby jakoś te dwa pomysły połączyć w jeden obraz. Prowadzenie narracji na dwóch liniach czasowych przy takim ogromie bohaterów, to dość karkołomne zadanie, które tutaj wyszło średnio. Spoiwem łączącym przeszłość z teraźniejszością jest oczywiście dziadek panny młodej, i jak na ironię losu, to właśnie jego historia jest o o wiele bardziej ciekawa, niż watek wesela, który przecież zgodnie z tytułem filmu, powinien być na pierwszym planie. Wesele Kasi Wilk to typowa polska mordownia z alkoholem w tle, ryczącym disco polo i coraz większą patologią wraz ze zwiększającą się ilością %% alkoholu we krwi, natomiast wojenna retrospekcja zagłady żydów (pogrom w Jedwabnym i palenie w stodole) to naprawdę duszne sekwencje, tylko że tematyka Jedwabnego i pogromu żydów średnio pasuje do brudów polskiego wesela. Do tego pewna niekonsekwencja fabularna... O ile przenikanie się światów przeszłego i obecnego w głowie dziadka można uzasadnić jego wspomnieniami, o tyle siedząca przy stole żona Ryszarda (Agata Kulesza) przy akompaniamencie rozmowy hitlerowca wychwalającego zalety taśmy 8mm i swojej kamery w rozmowie z kamerzystą z wesela, mówiącym w odpowiedzi o zaletach kamer cyfrowych jest trochę nie na miejscu... Do tego przerysowywanie jakby na siłę stereotypu polaków-antysemitów, co chwila jadących po żydach... Czy to nie aby przesada? Nie chcę na siłę przypominać, ale Polskich obywateli odznaczonych medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata jest najwięcej spośród wszystkich państw na świecie, a szacuje się, że ich liczba mogła być większa.
Wracając jednak do filmu - czuć tu po prostu pewne zmęczenie formą. Stężenie weselnej patologii jest zbyt duże, epatowanie polskim antysemityzmem z kolei zbyt przerysowane (drugowojenni bohaterowie na weselu nagrywający życzenia dla państwa młodych i naśmiewający się z żydów... serio???) i tylko końcówka uratowała to jakoś, choć też niespecjalnie, bo zabrakło konceptu na sam finał.

Film średni, choć dla fanów twórczości reżysera i tak będzie do przetrawienia. Dla całej reszty może wydać się nużący, zbyt chaotyczny i bez pomysłu na siebie. Ode mnie 5/10.

ocenił(a) film na 3
drill90

Nic dodać, nic ująć. Nie przesadzałbym jednak z "typową polską mordownią" na określenie tego wesela. W dzisiejszych czasach to prędzej "stereotypowa polska mordownia". Wesel w remizach i w stylu remizy jest raczej coraz mniej, niż więcej. Zabawy weselne rzadziej dotyczą obmacywania się, a jeśli już jakiegoś wodzireja poniesie to goście są raczej zażenowani. Coraz częściej oprócz wódki są też inne alkohole. Disco polo jest przerywnikiem do masy innych gatunków muzyki puszczanych przez DJów itd. Oczywiście każdy ma swoje doświadczenia i pewnie nadal zdarzają się i takie totalne mordownie, no ale ekstrema w każdej dziedzinie zawsze będą mieć miejsce ;)