...z wieloma odwołaniami do ikon kultury. Kto tych ikon nie rozpoznaje, to niestety, stwierdzi, że to strata czasu :)
„Władca Much” Goldinga, "Gra Endera" Carda, filmy „Cube”, „Zagubieni” plus parę innych odwołań m.in. do klasycznych opowiadań sf, których tytułów już nie pamiętam. Dodając do tego uwspółcześniony, bo dynamiczny labirynthos (i ze sklonowanymi Minotaurami) mamy, jak na konwencję prostego, młodzieżowego filmu, coś, co się ogląda z prawdziwym zadowoleniem. Przynajmniej ja :)
Czy ja wiem... dla większości to raczej plagiat, ale fakt, film nie taki zły. Wkurzają mnie ci "krytycy" na forum; "film dla nastolatków", "nielogiczny", etc.
Dodam, że wyjście z labiryntu jest wg mnie odwołaniem do kultowej serii o obcym - śluza, która pojawia się we wszystkich (bądź prawie wszystkich?) częściach :)
Ciekawe. Na to nie wpadłem... Jak zresztą pewnie na wiele innych odwołań.
Dziękuję :)
Wszystko pięknie, ale Gra Endera ikoną kultury? WTF? Co najwyżej popkultury, ale chyba nawet i nie to...
Poruszamy się w temacie s-f - to raz. "Gra Endera" to już klasyka w tym gatunku, więc siłą rzeczy powieść ważna dla literatury światowej - to dwa. Trzy - może przesadziłem z użyciem terminu "ikona", bo można go różnie definiować.
PS. Homer swego czasu też należał do popkultury, a Szekspir to w ogóle -- sprzedawał się londyńskiej tłuszczy :)
Oczywiście. Więc jeśli za 1000 lat nadal ludzie będą czytali Grę Endera, to pogadamy o kulturze ;-).
Swoją drogą jak możemy pisać o s-f przy filmie, który s-f nie jest? o_O. Więzień labiryntu (który, mimo porażającego braku logiki, oglądało mi się przyjemnie) to czysta fantastyka, bez dopisku science...
Nie chodzi o dopisek, tylko o nazwę gatunku literackiego, w którym oprócz Clarke'a mieści się też Wells, Poe, a nawet nasz Grabiński. Coś mi się zdaje, że trollujesz :)
No ja Cię bardzo przepraszam, ale dzieła Wellsa (żeby tylko jego - a np. Verne?) mają mocne podstawy tzw. science, którego w dyskutowanym filmie nie znajdziesz . Edgara czytałem niewiele i bardziej kojarzy mi się z protoplastą horroru/fantastyki niż science-fiction, więc się tu nie wypowiem. Nazwa owego gatunku literackiego nie wzięła się znikąd ;-). Jest fantastyka oraz fantastyka-naukowa, czyli właśnie s-f.
No, akurat w dziełach Wellsa jest mniej nauki, niż w "Więźniu labiryntu" :)
Niektórzy do sf zaliczają Tolkiena, a nawet mit o Gilgameszu - gdzie nauki w ogóle brak.
Wells, jeden z protoplastów s-f, autor m.in. książki o podróży w czasie, czy wyprawach w głąb oceanu miał w swoich dziełach niby mniej nauki, niż w/w film? Bluźnisz i będziesz się smażył w piekle :D.
Pierwsze słyszę, by do s-f zaliczano Tolkiena. Jest to klasyczna fantastyka, a z angielskiego dokładniej fantasy, co nawet Clarke zdefiniował ("jest tym, co nie może się realnie wydarzyć - niestety")
Hehe :) Piekła nie ma!
Tolkien opisuje świat alternatywny, więc jak najbardziej może się mieścić w definicji (choć nie musi - zależy, jak spojrzeć). Jest niemniej umieszczony na liście Science Fiction Hall of Fame:
http://en.wikipedia.org/wiki/Category:Science_Fiction_Hall_of_Fame_inductees
Zobacz termin Science Fiction w Wikipedii (ale angielskiej), zobacz też, jakie książki pomieścił James Gunn w swej antologii "Droga do science fiction" i bij się w piersi, że odmawiasz "Więźniowi..." zaliczenia do s-f... ;)
I w ten sposób zeszliśmy do teorii literatury :)
Mądrzejsi od nas już dawno stwierdzili, że tyle, ile doktoratów, tyle opinii o definicji s-f. Dlatego nie kontynuuję wątku - dla Ciebie Więzień jest, dla mnie nie, ale tak czy siak oglądało się przyjemnie.