Jestem świeżo po lekturze i obejrzeniu mam pewne przemyślenia. Nie dostrzegłem w książce wiele oryginalności, mnóstwo w niej odwołań do filmów "Mroczne miasto", "Matrix" i, na końcu do "Terminator". Jednakże w książce były ciekawe relacje między postaciami, kilka dobrych motywów, a tu wszystko jest przekręcone. Postaci w większości przedstawiono zupełnie inaczej, niż w książce, brak charakterystycznego nowosłowu, np. "Zawrzyj twarzostan", "Purwa", "Sztamak" czy "Grzebarzysko" (pozostał "Świeżuch", tutaj "Świeżynek" i "Pudło" jako określenie windy. Kiedy w książce wyjście ze Strefy opierało się na konstruowanym naprędce planie z długo rozpracowywanymi elementami misternej zagadki i przekonywaniem innych, tak tutaj połowa ocalałychwydostaje się szybko z labiryntu za pomocą klucza otwierającego drzwi znalezionego wcześniej. Samą sekwencję wydostania się z labiryntu zmieniono w niemal każdym szczególe, a tym, którym się udało, podano naprędce wyjaśnienie i w innej formie.
Uwielbiam książkę "Dawca" i aż do dziś adaptację uważałem za najgorszą jaka powstała. Choć "Więzień labiryntu" w formie pisanej absolutnie nie przypadł mi do gustu, tak tutaj scenarzyści pokazali, że można całość zepsuć jeszcze bardziej.