własnie obejrzałam i też zauważyłam podobieństwa, strasznie słaby scenariusz w pewnych momentach nie dało się wysiedzieć bo były tak trywialne, ogólnie film średniawy...

Muszę nie zgodzić się z tą krytyką."Jailhouse Rock" to film kultowy. Ta niby to "słaba fabuła" jak na film muzyczny jest znakomita , bo jest po prostu inna , jest dramat , zamiast błahej schematycznej komedii w stylu ja kocham ja , ona mnie , lub wstydzi się to wyznać :/
Postacie są w pełnym trójwymiarze a gra Presleya jak na amatora jest znakomita , zdziwiłem się że jest tak bardzo wyluzowany , chyba najbardziej wyluzowany nie aktor jakiego widiząłem na ekranie.Grał sugestywnie , pozostali istotnie bez zachwytu ale "król' sobie poradził no i pozytywnie zaskoczył mnie.

no to mało wiecie o Elvisie... Zagrał przeciwieństwo samego siebie

Też tak myślę. Wystarczy obejrzeć chociażby zapis obojętnie jakiego koncertu... Gesty do fanów mówią same za siebie.

To prawda, w każdej jego biografii zaznaczano, że uwodził ludzi swoim urokiem - tym, jaki był uprzejmy i szczery. I był bardzo bardzo blisko swojej mamy:) Zaskoczyła mnie ta rola bezczelnego chłopaka. I zrobiło to na mnie wrażenie, jako odstępstwo od normy w latach 50. W dodatku był to pierwszy rok jego aktorstwa i myślę, że nieźle mu poszło.Fakt faktem, film zaczyna się nieźle, ale w pewnym momencie (po spotkaniu Peg) zaczyna się dłużyć i kończy się beznadziejnie. Mógłby być krótszy, ileś scen powinno wypaść. Muzyka z filmu świetna.

Mały szok przeżyłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że tydzień po zakończeniu zdjęć zginęła z mężem w wypadku samochodowym filmowa partnerka Elvisa, grająca Peggy Judy Tyler. Podobno Elvis nie mógł się pozbierać. Nie dziwię się, tyle czasu spędzić z osobą, która nagle ginie, nawet przed premierą filmu...