PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=495951}

Wichrowe wzgórza

Wuthering Heights
2011
5,6 6,9 tys. ocen
5,6 10 1 6857
6,4 15 krytyków
Wichrowe wzgórza
powrót do forum filmu Wichrowe wzgórza

Stanowczo protestuję przeciwko bezsensownym remakeom, kiedy istnieje już przynajmniej
jedna cudowna ekranizacja.
Heathcliff na zawsze powinien mieć twarz Ralpha Fiennesa!

użytkownik usunięty
Canis_Luna

I na zawsze ją posiada!

ale Kathy, wbrew ubolewaniom niektórych, również! Tyle ze Binoche.

ocenił(a) film na 8

Zgadzam się w 100% wersja z 92' jest najlepsza i nigdy nie powinno się nagrywać kolejnej, dla mnie to świętokradztwo świetnej powieści i równie dobrej ekranizacji.

użytkownik usunięty
sweetgirl_fw

nie mam nic przeciwko temu, aby ktoś kręcił remakes niezłych produkcji, lecz nie pamiętam sytuacji, gdy po obejrzeniu takowego stwierdziłem, że był lepszy, równy oryginałowi.

raz mi się zdarzyło stwierdzić, że remake jest lepszy np. Człowiek z blizną z Alem Pacino bardziej mi się podobał od oryginalnej wersji z 1932

użytkownik usunięty
agatkaa2

no tak, jest to oczywiście możliwe aby remake był lepszy. nie znam niestety filmu z 32 roku. pozdrawiam.

Canis_Luna

ZGADZAM SIĘ W 100 % :))

Canis_Luna

mam takie samo zdanie!!!

Canis_Luna

Hej... Ale no... Ej... Istnieje coś takiego jak swoboda twórcza, nie? Trochę naczytałem się już o tym filmie i wydaje mi się, że autorka raczej nie leci na kasę, ani nie ma na celu zrobić wszystkim fanom na złość, ale zinterpretować "Wichrowe Wzgórza" na swój własny, ciekawy i inny niż jej poprzedniczki sposób. Ostrzegam: nie oglądałem jeszcze filmu, ale raczej kalki nie będzie i to mu się chwali. Wyobraźcie sobie np. cover Behemotha "Ov Fire And The Void"... w aranżacji Milesa Davisa! Inna interpretacja, inny świat i jest szansa, że chwyci za serce również nowych. A jeśli nowe "Wichrowe Wzgórza" się nie spodobają, to przecież Fienesowi głowa się nie oberwie!

Ultor

Jeżeli naprawdę zamierzała zinterpretować Wichrowe Wzgórza na "swój własny, ciekawy i inny niż jej poprzedniczki sposób", to jej niestety nie wyszło... Naprawdę starałam się do tego podejść jak do sztuki, bo z filmem nie ma to nic wspólnego, ale się nie potrafię! Film się dłuży, symbolika jest wręcz banalna, bardzo prosta, aktorzy grają jak młotki, a przemiana Heathcliffa polega chyba tylko na wydorośleniu, bo nie zauważyłam, aby zmieniło się w nim coś jeszcze... no i te brutalne sceny... o.O Jedyne co mi się podobało, to zdjęcia.

mrancore

Mówiąc krócej: ta adaptacja Ci nie podeszła ;)

Ultor

I bardzo tego żałuję, bo lubię Kayę Scodelario, ale co zrobić, nic na siłę ;)

mrancore

A mi się podobała warstwa formalna filmu Arnold. Pod tym względem to niewątpliwie najciekawsza i najlepsza adaptacja powieści Bronte w historii kina. Nie podobało mi się natomiast aktorstwo starszej wersji bohaterów, brak pointy i dość "nieciepłe" ekranowe uczucie. :P

ocenił(a) film na 4
Canis_Luna

jestem ZA... znaczy, zgadzam się, że to niepotrzebne powielanie...
A swoją drogą, to skąd znalazła sponsorów, bo film ma niezły budżet, jak na dorobek reżysera...chociaż Fish Tank było naprawdę niezłe, ten film jest zwyczajnie nudny...jak dla mnie oczywiście

Canis_Luna

Moim zdaniem Heathcliff zawsze będzie miał 2 twarze Fiennesa i Tmothy Daltona! Obaj byli świetni ale niestety wersja z tym pierwszym jest bardziej znana i wielu o Daltonie zapomniało, obejrzyjcie sobie!

Canis_Luna

ja też popieram ten protest... ten film zawsze będzie kojarzył się z wersją z 1992 roku... i ja też nie wyobrażam nikogo innego w roli Heathckliffa niż Ralph Fiennes... to, jak zagrał w tym filmie, to arcydzieło... a jego wyraz twarzy idealnie pasuje do tego bohatera... i na pewno nie obejrzę nowej wersji... :/

Nickollina

ehehm... "Murzyn" jako Cygan? WTF? zgadzam się.

ocenił(a) film na 7
Canis_Luna

"cudowna ekranizacja"? hahaha wersja z 92 roku to gniot, także według 90% krytyków. Za to ta z 39 jest w ogóle w Polsce niepopularna mimo, że jest najlepsza.

Mksh

Gusta są różne. Ja byłam zadowolona z tej ekranizacji. Nie muszę się zgadzać z krytykami i to nie znaczy, że nie mam gustu ;)

ocenił(a) film na 6
Mksh

Hmmm... mogę wiedzieć skąd bierzesz liczby do swoich wypowiedzi (nie chodzi o 92 ani o 39)? Jak wiadomo, 48% krytyków uważa ten film za jeden z 37 najwybitniejszych w historii kina ;)

ocenił(a) film na 7
mpruchni

jedynie 25% recenzji z gazet i czasopism było przychylnych. rottentomatoes

ocenił(a) film na 6
Mksh

25% to oczywiście mało, ale przedmówca wskazywał 90% miażdżących. To znacznie ponad 250% różnicy (bo z tych 75% jeszcze niemała część była zapewne neutralna/umiarkowana).

ocenił(a) film na 6
mpruchni

Aaa! Przedmówca to ty :) Więc trzymaj się faktów a nie wyolbrzymiaj. Hmmm... a recenzji jest aż osiem... to rzeczywiście dobra próba statystyczna.

ocenił(a) film na 9
Canis_Luna

Kompletnie się nie zgadzam. Tekst kultury obumiera gdy nikt go nie reinterpretuje, nikt z nim nie polemizuje czy zwyczajnie nikt się nim nie zajmuje. Nie jestem fanem polityki amerykańskiej do spraw ramek'ów oraz nędznemu kopiowaniu pomysłów (vide Infiltracja). Jednak Andrea Arnold to reżyserka inteligentna, mająca ochotę (i predyspozycje) wypowiedzieć się na temat własnej kultury (tak jak siostry Bronte jest Brytyjką), przedstawić własną wizję dzieła literackiego, który na pewno w jakiś sposób ją ukształtował i pozostawić w tyle sentymentalny i miałki film pt. "Wichrowe Wzgórze" z 1992 roku wspominanym tu po wielokroć i nikt z was jakoś nie potrafi tego zrozumieć? Nie wiem czemu ponieważ: film Arnold jest stricte autorską wizją na temat niemożliwej miłości, mądrze nakręconą i pięknie sfotografowaną. Dla mnie - kinowa uczta!

Ale było się można spodziewać, że na film uda się pospolite ruszenie fanek powieści, które będą jej bronić nogami, ręcami i czym tam jeszcze. (ale to, że zamykacie się na nowe dośiwadczenia <"ten film zawsze będzie kojarzył się z wersją z 1992 roku... i ja też nie wyobrażam nikogo innego w roli Heathckliffa niż Ralph Fiennes"> to już wasza strata )

ocenił(a) film na 5
Marvin

Byłam naprawdę pozytywnie nastawiona do tego filmu, szczególnie ze względu na Kayę, ale z minuty na minutę co raz bardziej zaczęłam się rozczarowywać, szczególnie zabrakło mi muzyki dopełniającej zdjęcia, jedyna piosenka pojawiła się dopiero na końcu (a była swoją drogą cudowna!). Szkoda, że nie wykorzystano potencjału tego filmu. Straszna dłużyzna, mało dialogów, nie przekonała mnie też technika naturalizmu i zdjęcia.

Marvin

Wiem, że to płytkie myślenie i przyznaję się do tego, ale nie chcę tracić czasu na coś, co już widziałam, choć była to wizja innego reżysera, inna ekranizacja etc. etc. Wolę obejrzeć coś nowego, książkę przeniesioną na ekran po raz pierwszy.

ocenił(a) film na 4
Marvin

"sentymentalny i miałki" film. a książka to co to było? studium socjologiczne czasów napisane przez Bataille'a na spółę z Baumanem?
nie, to opowieść oczami starej panny służącej. sentymentalna, plotkarska, mająca rozniecić nieznane płomienie w sercach cnotliwych kobiet podstarzałych dziewic.

slonica_smalec

No, raczej nie do końca. W końcu to nie tandetna literatura dla gospodyń domowych tylko arcydzieło brytyjskiej powieści, więc spłycasz, moja droga, i to bardzo, a przy tym niepotrzebnie.

ocenił(a) film na 4
Davus

nie przesadzałabym z tym arcydziełem, bo z całym szacunkiem Bronte to żaden Szekspi, Milton czy Burgess. kanon literatury brytyjskiej w zupełności wystarczy.

slonica_smalec

Ale Bronte a Szekspir to dwie różne epoki, dwa różne style. Dla mnie płytka i miałka jest "Romeo i Julia", choć za "Makbeta" mogę przyznać geniusz Szekspirowi. A "Wichrowe wzgórza" bardzo mi się podobały, może przez to kto mi książkę polecił i pożyczył. Zaczęły moją przygodę z literaturą pokroju Bronte i Austen i jestem im za to wdzięczna :)

Canis_Luna

Czy ja wiem? Wersja z 1992 roku jest dość dobra, ale to nie jest w żadnym wypadku wybitny film, więc kolejne adaptacje książki Bronte nie są bynajmniej kontestacją arcydzieła. :P
Równie dobrze można zresztą powiedzieć, że wersja z 1992 roku to atak na wersję z 1939, która uchodzi za najbardziej klasyczną - i że Heatchcliff na zawsze powinien mieć twarz Laurence'a Oliviera.
Zresztą do niedawna byłem zdania, że jeśli jakąś książkę przeniesiono na ekran tak, że jej adaptacja rzeczywiście JEST arcydziełem ("Przeminęło z wiatrem", "Psychoza", "Lot nad kukułczym gniazdem" - dla przykładu) to nie powinno się jej adaptować po raz kolejny, ale chyba dojrzałem i teraz jestem zdania, że: dlaczego nie? :P Wystarczy mieć po prostu jakiś oryginalny pomysł i podejść do takiej adaptacji całkowicie alternatywnie. Tzn. robić nową wersję "Psychozy" tak, jak to zrobił Gus van Sant - czyli powielać Hitchcocka - to bezsens, ale gdyby ktoś zechciał tą książkę przenieść na ekran np. jako musical, rozgrywający się w starożytnym Egipcie, a ludzi poubierał w hitlerowskie ciuchy - i zrobił z tego postmodernę - to ja nie mam nic przeciwko. :)

ocenił(a) film na 4
Davus

no super, tylko to jest wtedy już podpinanie się pod coś znanego, żeby zyskać rozgłos i publikę, jakby sam w sobie film, jaki by nie był awangardowy, nie potrafił się wybronić.
tak jak Wichrowe Wzgórza w nowej ekranizacji, nie wiem co mają z książkę wspólnego. na pewno z wizją reżyserki wiele, ale z tytułem, do którego uzurpują se prawo nic, null, nada, rien. Wichrowe Wzgórza z 92 też moim zdaniem wiele odbiegają od książki, ale jednak, jest w nich wiele więcej wspólnego niż z tym czymś realistycznym-wannabe.

slonica_smalec

O, wspólnych ma kilka rzeczy: postaci, fabułę (do pewnego momentu powieści), a także "otoczenie", w którym rozgrywa się akcja. Widać to jak na dłoni i niewątpliwie jest to adaptacja książki Bronte, raczej nie ma co dyskutować z faktem oczywistym i bezdyskusyjnie prawdziwym. :P
"no super, tylko to jest wtedy już podpinanie się pod coś znanego, żeby zyskać rozgłos i publikę, jakby sam w sobie film, jaki by nie był awangardowy, nie potrafił się wybronić." - a z tym to się w ogóle nie zgadzam. Jeśli coś jest kolejną adaptacją książki to w ogóle wątpliwe jest, czy można mówić o "remake'u" i podpinaniu się pod znany film.

ocenił(a) film na 4
Davus

mi chodziło o fakt, który dla Ciebie jest niezaprzeczalny i oczywisty, ze owy film jest adaptacją książki. zatem miałam na myśli podpinanie się pod znaną książkę.
ale masz rację. tak naprawdę to ja się tylko zachwycam filmem z 92 r., który sam w sobie jest dla mnie niezwykłą opowieścią (bez podpinania go pod literacki pierwowzór, który dla mnie był raczej rozczarowujący i mdły - takich książek jest po prostu wieeeeele) pod względem wszelkich środków wyrazu: muzyki, aktorów, krajobrazu, światła itd.
mogę zatem dojść do wniosku, że żaden z remaków z 2012 r czy premaków z 1939r czy literackich adaptacji z XIX wieku nie jest dość dobra jak na opowieść i rzeczywistość, którą wyniosłam z filmu z 92 r :D dzięki, właśnie to zrozumiałam

slonica_smalec

Ta, "Wichrowe wzgórza" to tani harleqin. :P
Jeśli w pierwowzorze literackim widzisz tylko tanią i mdłą historię miłosną - to rzeczywiście nie mamy o czym mówić i Twoje zachwyty nad wersją z 1992 roku są w pełni zrozumiałe. :P

ocenił(a) film na 4
Davus

No i super, milo sie gawedzilo. Have a good life

Davus

Nie lubię gdy fabułę z książki przenosi się na ekrany w jakiejś zupełnie odmiennej wizji np. jak było z "Romeo i Julia" gangsterzy itp. przykładów można podać wiele. Jeśli ktoś "pożycza" czyjś pomysł i go wykorzystuje na swój sposób to nie powinien używać dokładnie takiego samego tytułu, bo wtedy każdy spodziewa się przeniesienia książki i tak film ma dzięki autorowi więcej chętnych do obejrzenia niż gdyby film miał całkowicie inny tytuł. Twórca filmu wykorzystuje wtedy nie tylko fabułę, pomysł ale i tytuł i ciągnie z tego kasę. Jakbym była autorką takiej książki to bym była wściekła widząc że ktoś tak do niej podszedł. Niech sobie korzysta z pomysłu ale niech nie powołuje się na tytuł!- tak bym mówiła!

777temida

Trzeba się pogodzić z tym, że kino jest osobną dziedziną sztuki w stosunku do literatury - równoważną jej, a nie jej podległą - a to znaczy, że nie musi usłużnie podążać za fabułą pierwowzoru. Zresztą w adaptacji nie jest ważna wierność fabule książki (powiedziałbym, że to akurat najmniej ważny element) - tylko raczej jej "duchowi".
Ja - gdyby ktoś zaadoptował moją książkę wiernie, ale zrobił kichę - bym złorzeczył, a gdyby olał mój pierwowzór, a stworzył arcydzieło - byłbym zadowolony. :P

Davus

Skoro tak twierdzisz... Oczywiście gdyby ktoś trzymał się wiernie mojej powieści a zrobił kichę jak piszesz to bym była niezadowolona ale gdyby ktoś moich bohaterów umieścił w innej epoce, zmienił im wygląd czy zrobił z nich np. gangsterską parę, narkomanów czy homoseksualistów etc.etc. to by było równe temu pierwszemu czyt. profanacją mojej pracy w celu uzyskania rozgłosu czy profitów finansowych lub jak najczęściej obu równocześnie i nie obchodziło by nie to czy się to spodobało krytykom, widzom czy komuś tam jeszcze (w takim przypadku w sumie byłabym podwójnie niezadowolona), sprawa byłaby jednak zamknięta gdyby zmienił tytuł i nie wspominał o powiązaniu ze mną.