Na ten film czekałam naprawdę długo, ponieważ książka od razu przypadła mi do gustu. Byłam
jednak pewna obaw co do tego, na ile komercyjny obraz nam zafundują. I na całe szczęście
rozczarowałam się naprawdę pozytywnie. Film ma zachowane idealne proporce pomiędzy tym
co ma nas niezobowiązująco bawić jak i tym co ma nas nieco głębiej intrygować. Dodatkowym
plusem jest też umiejętnie dobrana muzyka, która wpada w ucho i idealnie dopełnia
poszczególne sceny. Mile zaskoczyła mnie także gra aktorska. Wiedziałam wprawdzie, że
Nicholas Hoult mnie nie zawiedzie, ale miałam pewne obawy względem nieznanej mi Teresy
Palmer, która wizualnie bardzo przypomina mi Kristen Stewart: słynną aktorkę jednej miny i
wiecznie niedomkniętych ust. Na całe szczęście Teresa moim zdaniem ,,dała radę'' i jej gra
mnie nie męczyła. Jeśli zaś chodzi o liczne porównania tego filmu do sagi Zmierzch, osobiście
uważam, że jest to lekką przesadą. Owszem, film skupia się na podobnym motywie miłości
człowieka do istoty nieśmiertelnej, natomiast zarówno fabuła jak i przekaz tego filmu jest już
moim zdaniem zupełnie inną bajką. Jedyną rzeczą do jakiej mogę się przyczepić jest
tłumaczenie polskiego tytułu.. Nie mam pojęcia dlaczego zawsze musimy to przekombinować,
moim zdaniem ,,Ciepłe ciała'' brzmi o wiele bardziej intrygująco. Reasumując, jak najbardziej
polecam. :) Nie jest to najwybitniejszy film jaki widziałam, nie oszukujmy się. Ale lekkie filmy
także potrafią cieszyć! :) A jak Wy oceniacie ten film? :)
zgadzam się. Szczerze powiedziawszy po pierwszych 20 minutach pomyślałam sobie "o nie, to będzie strasznie nudne, jak zwykle dałam się wkręcić dobrze zmontowanym zwiastunom" ale później wciągnęłam się w akcję i naprawdę film mi się spodobał. Jest lekki, przyjemny, są momenty zabawne, na których nieźle można się pośmiać i to jest w nim najlepsze. Ode mnie poleciała 7/10. Myślałam, że tylko mi ta aktorka przypominała słynną Bellę :D
Ja również się nie zawiodłam, chociaż czekałam tylko ze względu na zwiastun, bo o książce wcześniej nie słyszałam (ale teraz zamierzam się za nią zabrać!). :) Ale chciałam napisać coś nie do końca związanego z tematem - Zlotooka pisze tu o "motywie miłości człowieka do istoty nieśmiertelnej", a w filmie jest scena gdy Julie i R są w opuszczonym domu i wywiązuje się między nimi dialog na temat tego, co by się stało, gdyby R nie żywił się ludźmi. R odpowiada, że by umarł. Mylący jest też dla mnie polski tytuł, bo wygląda na to, że "zombiaki" nie do końca są wiecznie żywe :) I tu pytanie - czy ja to źle interpretuję, albo coś mylę? ;P
Pomelo123, zadałaś bardzo ciekawe pytanie. :) Przyznam, że teraz jak się nad tym zastanawiam, to przypomina mi się, że w książce R w pewnym momencie uświadomił sobie, że może ''żyć'' z tym niezaspokojonym głodem i nie musi mordować ludzi. Ale możliwe, że coś poplątałam, bo książkę czytałam już daaawno, więc może ktoś wyprowadzi mnie z błędu jakby co. :) Tak więc rzeczywiście w filmie nieco zwodniczo to przedsatawili.