Film przedstawia losy kobiety, która zyskała wieczną młodość. I tak jak w "Nieśmiertelnym" musi się oczywiście ukrywać. Blake jako introwertyczna, zachowawcza Adaline jest, co można było przewidzieć, świetna. Mimo młodego wieku bez problemu potrafi już pokazać uczucia szczelnie chowane za maską opanowania. Występu Forda nie trzeba oczywiście komentować, za to Ingrubera owszem. Kiedy się pojawił na rowerku z tym szelmowskim uśmiechem - no k**** Harrison, i razem z Blake tworzyli też ładną parkę. Ale samo to filmu nie pociągnie, w pierwszej części film jest za długi i zawiera nadmiar smętnych scenek. Narrator, który próbuje naukowo wytłumaczyć zupełnie abstrakcyjny wypadek Adaline za pomocą jakiegoś techno-bełkotu zalatuje wręcz Nolanem. Nie da się też ukryć, że romans bohaterki i Ellisa to raczej taki nudnawy, a kiedy odkrywa sekret Adaline i akcja się rozkręca mamy deus ex machina i hurra happy end.
Jako fan Blake dodam jeszcze, że rolą w tym filmie pokazała trochę swoich możliwości dramatycznych, i sporo popularności jej przybyło, ale jej postać w tym filmie jest raczej za jednowymiarowa, żeby to jakoś długo trwało.