Tak śliiiiiiczny, że miałem ochotę wsadzić sobie palec w oko i pogrzebać w mózgu. Ilość lukru na metr taśmy filmowej przekracza granice przyzwoitości, a Mike zamiast być bohaterem z krwi i kości zostaje ukazany jako przesympatyczny matoł. Prawda, że słodziutkie? Ohyda.
Egzakli!!
Siedziałam i coraz bardziej opadała mi szczena, że TAKI film ma tak wysoką średnią, że Bullock dostała za tę rolę Oscara, że ktoś był na tyle "dowcipny" i nazwał ten film dramatem o-O, że Bullock kapiąca złotem grała Miss Agent tylko w wersji blond, dzieciatej i mężatej, że aż dziw że pokazali czarne getta i melinę matki narkomanki, że córka 15 letnia bodajże chodziła non stop w pełnym makijażu, że 7 latek miał jakieś połączenie ADHD z kompulsywnym tikiem szczęki/twarzy, że nauczyciele po godzinach siedzieli i biadali nad losem biednego Mike'a, że począwszy od mamusi - ćpunki a skończywszy na mężu Bullock nikt nie miał żadnych wątów, nikt nie groził, wszyscy: biali czy czarni, nevermind - byli spadkobiercami Matki Teresy z Kalkuty i pochylali się nad biednym Mikiem, (który notabene wolał być Majkelem), kontynuując, że Bullock paradując po slumsach, w najgorszej dzielnicy miasta w miniówie i torebką Vuittona pod pachą nie została nawet tknięta palcem, skończyło się na wymianie sprośno brzmiących gróźb, że film był nominowany do Oscara, że Bullock teleportując się chyba w 3 czasoprzestrzeniach, 24/7 miała pełny makijaż (nawet w wyrze w gustownej koszuli nocnej), w szpilkach i opinających gibkie ciało ( nie powiem - też bym chciała wyglądać tak w jej wieku) sukienkach zamawiała tkaniny/ kłóciła z klientem o różowe boazerie, jednocześnie będąc na treningu footballu/ przedstawieniu syna/ meczu córki i w międzyczasie gotować obiad i w ogóle ogarniać 1000 hektarową willę z ogrodem i przy okazji jeść lunche z psiapsiółami i dyskutować: "jak to tam po drugiej stronie rzeki mieszkają takie murzyny i tam ogólnie to jest smród, kiła i mogiła i że można zrobić dla biednych murzyniątek zbiórkę odzieży , a tak w ogóle to te cannelloni jest nie dosolone, nieprawdaż???", że śmiechem na sali jest to, iż "Precious" - film o bliźniaczej, biograficznej tematyce tylko z żeńską wersją Mike'a też był nominowany w tych samych kategoriach i nie dostał NIC a w przeciwieństwie do "The Blind Side" był ukazaniem autentycznego, PRAWDZIWEGO, brutalnego, schamiałego, skarlałego, bez perspektyw życia przeciętnej przedstawicielki wielomilionowej populacji rasy czarnej w kraju wuja Sama, że ten właśnie film ma tu mniejszą średnią od tej imitacji filmu z kategorii dramat biograficzny, że trener footballu miał non stop debilno - idiotyczno- tępo - troglodytowy wyraz twarzy, że pozbawiona zostałam 128 minut mojego cennego życia na paczeniu na tą piękno sielsko anielską amerykańską sieczkowatą familiadę, połączoną z kryptoreklamami Pepsi, KFC i innych sztandarowych symboli Junajtet Stejts, ukoronowaną niczym wisienka na torcie iście biblijną przypowieścią o Byczku Fernando (lol xD, poziom absurdu niebezpiecznie dotyka swojej nieprzekraczalnej dotąd granicy), że Kathy Bates wzięła w tym czymś udział, że kulminacyjnym killing tekstem - wyznaniem było wypowiedzenie przez nią słów, uprzednio następującego powoli napięcia iż jednako tako rzecze "JESTEM DEMOKRATKĄ!", że zapomniałam paru przecinków i akapitów, że Marcel Proust byłby dumny z tak dłuuugiego zdania, może nie tak bardzo dumnym jak ze swoich, z racji zawartego w moim upośledzenia składniowego, że może a` propos w poszukiwaniu tak BEZNADZIEJNIE straconego czasu na oglądaniu o 1,00 w nocy w zaginionym w toku dziejowej akcji dniu przestępnego roku pańskiego, anno domini 2012, zacznę w końcu czytać ( cytując za Wikipedią, bo już nie chce mi się wymyślać i kontynuować mojego słowotoku) „siedmiotomowy quasi-autobiograficzny cykl powieściowy Marcela Prousta, uznawany przez krytyków i badaczy literatury za arcydzieło.
Dziękuję za uwagę,
Pozdrawiam.
Zgadzam sie z Toba a jeszcze dobor aktora. nie wyobrazam sobie ,zeby filmowy mike mogl sie oderwac od ziemi ))) Nie wiem mogli sie bardziej postarac wiem,ze gabaryty to duzy problem ale te wsady do kosza mogli sobie darowac )
Za co ten Oskar, to chyba nikt nie wie. Lubię dobrą komerchę, ale ten film woła o pomstę do nieba. Tym bardziej, że historia sama w sobie miała spory potencjał.
Jak to za co Oskar, przecież w tym filmie zagrała dobrą Amerykankę która pomaga czarnoskóremu chłopakowi z ulicy, kompletnie bezinteresownie. Amerykanie to najwspanialszy naród, a reżyser pięknie to ujął w swoim filmie, tak więc niemożliwe żeby Oskara nie dostała. Boże błogosław Amerykę! Ehhh.
Ychhh, odniosłam niemalże identyczne wrażenie. Miałam napisać nowy post ze do zwymiotowania "miły" ale mnie uprzedziłeś. Bullock zgarnia w deszczu wielkiego Mike'a, potem patrzy z politowaniem jak ładnie ścieli łóźko.W sklpeie robią scenę że ubrania na duże osoby są na jednym wieszaku, an co obsługa odpowiada coś w stylu: "hello.. ale nie na tak duże". A biedny tytułowy bohater ma cały film przesadnie smutną ( aż nieprawdziwą) minę. Może historia prawdziwa łapała za serca, ale ten film to dla mnie kpina i dłużyzna.
PRAWDZIWA HISTORIA> Warta naśladowania.
ZROZUMIEĆ> to SĄ FILMY< FILMY są po to , żeby nie którym TĘPYM (nikogo nie chce obrazac z forum) ludziom PRZEKAZAC JAKZE CZASAMI PROSTE I WAZNE ZYCIOWE WARTOSCI o ktorych w tych czasach prawie nikt nie ma pojęcia co jest bardzo smutne.
MOze i bylo duuzo LUKRU,ale na po tym filmie zacząłem czytac o tej historii i rzeczywiście, AUTENTYCZNA bohaterka tej historii była JAK POLEWA LUKROWA, ale MA CHOLERNIE WIELKIE SERCE,!
P.S. LENA jak nie podoba sie Tobie czlowiek o tak przesadnie WIELKIM SLODKIM SERCU to w APOLLO i na KSIEZYC!
Nerdherd - wydaje mi się, że każdy z wypowiadających się tutaj, zauważył, że jest to film o PROSTYCH, ALE JAKŻE CENNYCH W ŻYCIU WARTOŚCIACH. Tyle, że takich filmów powstało multum, i można wśród z nich znaleźć takie, które nie słodzą aż tak bardzo, że człowiek chce rzygać tęczą. Są to między innymi: "Buntownik z wyboru" van Santa, "Hej, Skarbie", Człowiek słoń" Lyncha, "La Strada" Felliniego, polski "EDI", czy wreszcie ostani hit - francuskie "Nietykalni". Te wszystkie filmy także mówią o tym samym, co "Wielki Mike", tyle, że czynią to w sposób bardziej subtelny i pozbawiony hollywoodzkiego kiczu. Nie chodzi mi o samego bohatera. Ale - to, że historia jest oparta na faktach, w żadnym wypadku nie powinno rzutować na obiektywizm oceny. Mało tego - skoro jest oparta na faktach, to chcę w niej zobaczyć ŻYCIE, nie tylko wyciskającego łzy matoła. Tyle.
Nie rozumiem tej dyskusji. Przecież to jest film na faktach. Prawdziwa Leigh Anne Touhy właśnie taka była. (Pooglądajcie sobie jej wystąpienia na YT, jest ich mnóstwo) I tak ta historia została przedstawiona. Jeśli komuś się robi niedobrze od przesadnej i wręcz bajkowej dobroci, to chyba jego zmartwienie ;)
Poza tym, czy scenarzysta powinien wymyślić coś dodatkowo, żeby tylko zdjąć warstwę lukru?
Może tak: niech paru kolesi pobije Mike'a z takim samym efektem, jak bracia Ediego. I może jeszcze zniekształćmy głowę Mike'a, jak u Człowieka Słonia. Aha, a Sandra Bullock będzie jeździć na wózku, żeby było jak w Nietykalnych ;)
I teraz już nie jest tak słodko ;)
Cóż, zupełnie nie kumasz czaczy. Chodziło mi bardziej o większą wiarygodność psychologiczną. A tekst, że "przecież to jest film na faktach"..., wybacz, ale fakt, że coś jest oparte na faktach, nigdy nie jest identyczne ze stwierdzeniem, że jest identyczne z faktami, a już na pewno nie w Hollywood.
Może i nie kumam, nie chcę się spierać. Widziałem parę filmów na YT z Leigh Anne Tuohy, ale w żadnym nie mówiła o różnicach między rzeczywistością a filmem. Z tego co Ty piszesz wynika, że po prostu wiesz, jak wyglądała prawdziwa historia, więc nic dziwnego, że raziły Cię przekłamania w filmie.
Dlatego będę wdzięczny, jeśli zdradzisz mi parę takich różnic ;)
Nie mam pojęcia, jak wyglądała prawdziwa historia, ale wiem, w jaki sposób kino amerykańskie dostosowuje prawdziwe historie do swoich standardów. Kino amerykańskie zbudowane zostało na paradygmacie gatunkowym, i każda "autentyczna historia" musi zostać skrojona i wpasowana w konkretny schemat fabularny. Wiem też, że w życiu nie ma tak jednoznacznych charakterów, takiej tony lukru. "wielki mike", jak każdy film fabularny został rozpisany ana charakterystyczną partyrturę dramaturgiczną, tyle, że melodia, która z tej partyrtury wybrzmiewa, dla mnie osobiście, bo moge tylko w swoim imieniu się wypowiedzieć, trąci kiczem.
A widzisz, myślałem po prostu, że Twoja wypowiedź jest podparta konkretną wiedzą na temat tego filmu.
Ok, nie było tematu.
A tak poza tym, od kiedy bracia Coen przyznali się, że ich autentyczna historia ukazana w "Fargo", byłe w rzeczywistości od początku do końca przez nich wymyślona, stałem się bardzo podejrzliwy w stosunku do tych wszystkich "autentycznych historii".
Belkot. Chyba zjadles za duzo jajek na twardo z majonezem i czekoladowych zajaczkow;P
Nie ma co się spierać i do tego obrażać nawzajem. Zawsze filmy podobnego typu uznawałem za żenujące i męczące. Ale z tym, o dziwo, tak nie jest (przynajmniej w moim wypadku). Nie jestem w stanie podać wielu argumentów dlaczego akurat ten a nie inny - z lepszą grą aktorską, z większą dramaturgią czy lepszą reżyserią. Po prostu, film ten moim zdaniem posiada pewien element który do mnie w pełni przemawia i go bardzo wzbogaca. Natomiast nie jestem w stanie powiedzieć ani czy jest to konkretna scena, czy scenariusz, czy aktorzy. Na swój sposób jest zwyczajnie magiczny. Razem ze swoją przewidywalnością, lukrem, przeciętną grą aktorską, przeciętnym scenariuszem, powtarzalnością etc. Sam się zastanawiam dlaczego zrobił na mnie aż tak wielkie wrażenie.
Zgadzam się w zupełności, film z dużym potencjałem, zmarnowany przez idealizowanie wszystkiego co można ( brakowało jeszcze, żeby czarnuchy po gadce z Bullock przestali palić trawke ). Ten film jest tak niesłychanie odrealniony, że aż ciężko go przełożyć na rzeczywistość.
Najpierw przyjmują Mikea na noc, potem zostaje na stałe, chwilę później kupują mu samochód, potem puszczają go ze swoim synem I PRZEZ CAŁY TEN CZAS ANI RAZU SIĘ NIE ZAWACHALI. Przez cały film nie mają praktycznie ani jednego problemu!
O oskarze dla Sandry Bullock nawet nie wspomnę, bo dostane palpitacji. Dodam jeszcze, że ten film zasłużył na nagrodę najgorsza scena roku, gdzie Bullock uczy Mikea grać w amerykański football, brak mi czasownika, którym mógłbym ją określić.