Sandra Bullock w filmie dramatycznym? I to jeszcze nagradzana! Nie ukrywam, że od początku mi tutaj śmierdziało, ale z olbrzymim zainteresowaniem przystąpiłem do seansu „The Blind Side”. Czyżby znana z roli w hollywoodzkich rozpierdalankach lub mniej lub bardziej zabawnych komediach nagle zmieniła repertuar? Już bałem się widoku Sandry grającej agonię ogolonej na łyso albo oszpeconej do granic możliwości. Na szczęście w The Blind Side Sandra jest nadal sobą, mimo wieku nadal wygląda atrakcyjnie. Na nieszczęście gra w bardzo słabym filmie. Przy „Blind Side” taki „Slumdog” jawi nam się jako grecka tragedia, której oglądanie okraszone jest głębokim katharsis. Opowieść o bezdomnym Big Mike’u, nad którego beznadziejnym losem pochyla się amerykańska rodzina, to idealny przykład kina hollywoodzkiego, skierowanego do zapracowanych gospodyń domowych. Myślałem, że po wyborze Baracka Obamy na prezydenta tego typu produkcję nie znajdą posłuchu. Że skończy się operowanie stereotypami – czarny: nie umiejący czytać i pisać bęcwał, biały: piękny, bogaty, żyjący w dostatku. Przykre jest to, że teraz szczyt aktorskich można osiągnąć przez zagranie postaci, która nie pracuje, wolne chwile spędzając na plotkowaniu ze swoimi snobistycznymi koleżankami.

5/10