jedna z wielu głupiutkich komedii w dorobku Króla. gra tu rzecz jasna samego siebie, czyli głównie śpiewa i doprowadza dziewczęta do omdlenia. niemniej ogląda się ową pozycję ze sporą przyjemnością, tak jak większość rzeczy z jego filmografii. historia krąży wokół dziedziczki rodowej fortuny, która zakochuje się w pieśniarzu Guyu Lambercie i jednocześnie sprowadza na jego głowę aferę związaną ze spiskiem na swoje życie.
brak skomplikowanej fabuły czy gry aktorskiej film nadrabia wdziękiem i lekkością, które emanują z ekranu. może nie tyle zabawne, co to to nie, ale zwyczajnie relaksujące.