Film średni, Fraser w życiowej roli. Film ma lepsze i gorsze momenty, chwilami jest nudny, innym razem pompatyczny a wszystko podlane sosem politpoprawności. Szczerze mówiąc mdliło mnie, ale nie na widok głównego bohatera, tylko tej nachalnej lewackiej propagandy. Czy naprawdę nie da się już zrobić filmu bez żadnego wątku homo? Ten, który został przedstawiony w filmie,  mimo iż jest tylko o nim mowa urósł niemal do granic majestatu. Poza tym z filmu możemy się dowiedzieć m. in., że Bóg czy wiara to bzdury i strata czasu, że Trump i Republikanie są be (migawki w telewizji) itd. Aronofsky to rzemieślnik, sprawny, ale jednak rzemieślnik i taki też jest ten film; na wpół "rzemieślniczy", ale dla roli Frasera warto go zobaczyć.