Długo sę zastanawiałam co ten film obrazuje, przed czym przestrzega, czemu dowodzi.
Dla mnie jest to przede wszystkim film o miłości, takiej zwyczajnej, prostolinijnej, gdzie w sprzeczności z własnymi celami stoi poczucie wierności dla ukochanej osoby, nawet nieświadomej tychże celów.
Film jest pełen symboli, każde słowo, gest ma sens lub znajdzie go w puencie. I tak np. tytułowy ogrodnik, miłujący rośliny chce ochronić świat przed chwastami...
Można powiedzieć, że reżyser/pisarz droczy się z nami, daje wolną rękę do domysłów jednocześnie wierząc, ze się nie zgubimy i wszystkiego nie trzeba nam podawać na tacy byśmy zrozumieli co i jak. A prawda nie musi być jedna, utarta, lecz sprytna, dowcipna, ironiczna.
Obraz ówczesnej Afryki jest jedną z tych prawd, które boląc lub koląc w oczy, są synonimem nie tyle zła na ziemi lecz w nas. Ktoś mógłby zwrócić uwagę na biedę, oskarżyć państwa/korporacje/zwyczaje, ale wbrew temu kraje te muszą przeżyć więc cieszą sie z każdej wyciągniętej dłoni, nawet jeśl jedna im coś daje, a druga zabiera...