Obejrzałam go sobie ponownie i wrażenie jest lepsze niż przy pierwszym oglądaniu.
Film zdecydowanie niesłusznie gnojony, prezentuje lepszy poziom niż większość Hammerów.
Ma dobry klimat, skromną ale kapitalną muzykę - ten zniekształcony polonez daje ździebko
psychodeliczny efekt i wywołuje ciary. W ogóle film ma bardzo polski charakter, nie wiem jak to
inaczej określić - udało się tu bezboleśnie upchnąć i powstania i zabory i w ogóle czuje się tu
"polską duszę".
Wreszcie rewelacyjna rola Bielskiej - urodziwa kobieta o tak drapieżnym uśmiechu, że brrr. I całe
szczęście, że pani ta, jak ktoś tu wytknął, nie miała hollywoodzkiego uzębienia - te nierówne ząbki
potęgują efekt:)
Jedyne do czego można się przyczepić to słabe efekty pseudo-gore, trudno nie wybuchnąć
śmiechem - mogli sobie darować; bo to, że film nie jest straszny nie jest większym problemem - to
raczej film grozy - bliższy gotyckim kostiumowcom, które też straszne nie są. Klimat jest - to
najważniejsze.
I jeszcze mały plusik za odwagę wprowadzenia motywu lesbijskiego ;) w polskim kinie tamtego
okresu rzecz raczej nie spotykana
Efekty specjalne w Wilczycy są rzeczywiście słabe , ale to jest bez większego znaczenia dla filmu ,którego istotą jest klimat grozy ,nastrój ,odniesienia do polskiego charakteru z okresu powstania styczniowego ,taka udana próba przeniesienia widza do klimatu tamtej epoki Polaków żyjących pod zaborami .Demoniczny uśmiech Bielskiej to jedna z genialnych scen w filmie ,scena z zegarem gdy Kacper przybywa do domu to przykład umiejętnego budowania nastrojowego klimatu grozy w Wilczycy .Sceny straszne też występują w filmie ,to bardziej kwestia wrażliwości widzów niż słaby warsztat artystyczny .Gdyby w filmie były znakomite efekty specjalne i tak by miały znikomy albo żadny wpływ na doskonałość Wilczycy .Mnie osobiście sceny gore w Wilczycy ani nie śmieszą ani rażą ,walory obrazu są tak znaczące ,że te niedociągnięcia efektów nie mają żadnego istotnego znaczenia dla klimatu i treści filmu .Wilczyca jest obrazem wieloznacznym , jak dobre stare wino można go odkrywać na nowo i docenić jego piękno i wartość artystyczną z czasem .
Też racja. Pamiętacie Marynę-strzygę? Godna kuzynka Cenobitów i Mr F. Kruegerra- szczególnie, jeśli chodzi o wygląd. Ale co do powstania, chodzi raczej o listopadowe- nie zwróciłeś uwagi, że żaden z bohaterów nie używa broni powtarzalnej? Otto, czyli kapitan huzarów powinien mieć przy sobie rewolwer bębenkowy Colta albo Naganta- w epoce powstania styczniowego były już rozpowszechnione i używane na całym świecie, na pewno zaś w armiach zaborczych, a przynajmniej "colty".
Mnie się podobał klimat. Fabuła nie powala, ale nie ma w niej raczej większych błędów. Film niezbyt długi. Ogólnie może być. Myślałem, że będzie gorzej.
Podzielam Twoją opinię.
Quod attinet "wątku lesbijskiego", nie występuje on sensu stricto, raczej jest delikatnie "zasugerowany" (kolejny ogromny plus w świetle współczesnych "Pił" i innych "Hosteli", rażących przesadną dosłownością- oglądając "Piłę", częściej rzygałem (przepraszam za nieparlamentarne wyrażenie) niż czułem ciarki na grzbiecie).
Niezłego kolorytu dodaje snujący się gdzieś w drugim, a niekiedy i trzecim planie, przeważnie małomówny (pomijając dyskusje z Wosińskim) doktor Goldberg, przydający tajemniczości całej atmosferze, szczególnie w zakończeniu, gdzie odgrywa pasywną rolę beznamiętnego obserwatora- to jego przenikliwe spojrzenie, kiedy chowa się za kolumną!