Russ Meyer i jego piersiaste panienki w westernowej konwencji. Jak zwykle, humor rubaszny, kobiece wdzięki eksponowane chętnie i często, ale treści jak na lekarstwo. Przez godzinę wysłuchujemy opowieści podstarzałego bajarza na temat najbardziej niewydarzonego miasteczka na Dzikim Zachodzie, którego mieszkańcy czas trwonią na pijaństwo i niewybredne żarty. Gdzieś tam jeszcze przemyka się postać bezimiennego mściciela, który w mieścinie porządek w końcu zaprowadza. Zdjęcia, owszem, soczyste, montaż tip-top (zważywszy że materiału jest tu może na dwadzieścia minut z lekkim okładem), ale mimo wszystko ten godzinny seans potrafi być nużący. Widzowie rozpoczynający dopiero swoją przygodę z dorobkiem twórcy "Mondo Topless" powinni raczej sięgnąć po jego późniejsze dzieła, bardziej rozbudowane fabularnie, a i od strony stylistycznej ciekawsze.