Pierwsza scena rewelacja. A potem już do końca o kilka klas niżej. Znaczy się, klimat jest świetny, kadry światło, wszystko jak w najlepszym kryminale. Gromada moich ulubionych aktorów. Ale scenariusz? Główny bohater ze sceny na scenę zachowuje się coraz bardziej irracjonalnie. Ba! Już samo zadanie jest irracjonalne. Zastrzel, ale sam się domyśl kogo? W dodatku śliczna Abbie Cornish zrobiła jakaś papuśna.
I po jaka cholerę ona na końcu celuje do psa? Zboczenie zawodowe? A wiewiórki wokół chaty też powystrzela?
Szkoda zmarnowanego potencjału. A wystarczyło napisać ciekawą historię i byłby murowany hicior! Klimatem film przywiódł mi na myśl "Rzeczy, które robisz w Denver będąc martwym" i trochę stare dobre kryminały z lat 80-tych.
Swoją drogą, "genialny" polski tytuł, to jeden wielki spojler.