Bez rewelacji, dostajemy dokładnie to, czego można się spodziewać. Jeśli założeniem tego filmu jest paradokument, to wiadomo, że nie będzie fajerwerków w 5 minucie. Tak więc dobrą godzinę budowane jest napięcie - czyt. twórcy robią wszystko, by obrzydzić nam bohaterów, by ich na końcu zbyt nie żałować. Na przewidywalne zakończenie chyba nie ma co narzekać, jak się zastanowić śmierć wszystkich bohaterów paradokumentu wpisana jest w konwencję. Problem w tym, że twórcy naprawdę nie starają się nas niczym zaskoczyć. Gdy jeden z bohaterów mówi, że kanibale trzymają częściowo zjedzone ofiary żywe, wiemy, że któregoś spotka ten los, gdy spotykają parkę misjonarzy, już wiemy, że prędzej czy później znajdą ich zmasakrowane zwłoki, gdy pada ostrzeżenie o dzieciach zostawianych na drodze jako przynęta, bohaterowie wpadają w taką właśnie pułapkę. Kolejny problem to sami bohaterowie - są oni tak skrajnie głupi, że wydaje się to aż nierealne, nawet jak na amerykanów. Zamiast z emocjami śledzić ich losy możemy przez to tylko wzruszyć ramionami, parsknąwszy "macie debile, o ci się sami prosiliście".
Pomijając instynkt samozachowawczy leminga na speedzie, jakim popisali się bohaterowie, film jest dość realny. Sceny końcowe choć przewidywalne, są dość mocne. Efekty specjalne i sceny gore są na przyzwoitym poziomie a przy tym dawkowane oszczędnie. Gra aktorów też może być, choć ma się wrażenie, że są oni po prostu sobą - tępymi, zadufanymi w sobie, pustymi jankesami. Z czym mam nadzieję się mylić.