Całość jest nakręcona ręczną kamerą, którą teoretycznie na zmianę obsługują bohaterowie tego filmu (w praktyce po zdjęciach widać sprawne ramię profesjonalnego kamerzysty) - zabieg znany z "Cannibal Holocaust", a spopularyzowany przez "The Blair Witch Project". Przez ponad połowę filmu niewiele się dzieje, poza tym, że główni bohaterowie, skazani na własne towarzystwo w środku odludzia, zaczynają działać sobie poważnie na nerwy. W końcu rozdzielają się i wpadają w ręce tubylców, którzy są niezbyt skorzy do jedzenia ludzi, ale lubią ich dla zabawy rozczłonkowywać. Żadnych scen gore tu nie ma, widzimy tylko zmasakrowane ofiary po fakcie. Spodziewałem się o wiele większego dziadostwa, ale film jak najbardziej daje się obejrzeć. Choć pozostawia spory niedosyt.
*Skrót myślowy - żadnego kanibalizmu tu nie ma.