Z filmem "Wołyń" wiązały się wielkie nadzieje. Wojtek Smarzowski jako pierwszy postanowił zmierzyć się z tym historycznie bolesnym tematem. Po wspaniałym filmie Róża mogłoby się wydawać, jak nie on to kto?
Reżyser mówił, że "Wołyń" ma budować mosty, a nie stawiać mury. Czy to się udało? Wg mnie nie. Jest to tendencyjny obraz. Już nawet Niemcy, są bardziej ludzcy od Ukrainców.
To film o nacjonalizmie dla nacjonalistów. W czasach gdy tolerancja jest passe - społecznie niebezpieczny.
Scena, która wywarła na mnie wrażenie to rzeź w Kościele, którą poprzedzają wystąpienia - katolickiego księdza i prawosławnego popa. To jasne przesłanie reżysera, że wszystkie wojny zaczynają się z ambony. Religa jest wykorzystywana do realizacji często niebezpiecznych celów - jak obecnie u nas w kraju - do realizacji działań politycznych, czy jak islamski ekstremizm, który prowadzi do mordowania wyznawców innych religii.
Nie ma tutaj niestety wielkich aktorskich kreacji, bohaterów, którym współczujesz, kibicujesz.
Za mało piekła jednostki, za dużo epatowania przemocą. Dostajemy tutaj wszystko - od latających głów, przez obdzieranie ze skóry, kończąc na rozrywaniu przez konie. Drażni momentami ta dosadność. Nikogo ich brutalność nie powinna dziwić. Wystarczy wspomnieć "kozackie czasy".
Struktura scenariusza chaotyczna, montaż pourywany. Dodatkowo brakuje tutaj tego, co dostajemy w Róży - choćby odrobiny artyzmu. Zakończenie oklepane, bez polotu.
W latach 80 -tych powstał film "Idź i patrz". Widać silną inspirację tym tytułem. Jednak to co udało się tam, w Wołyniu kuleje. Tam patrząc na głównego bohatera czujemy piekło wojny, to co on przeżywa. Film przeżuwa widza i wypluwa. Ciężko się po nim pozbierać.
Smarzowski niestety, znakomicie wpisał się w nurt prawicowego kina. Mam nadzieje, że nieświadomie. Nie dziwi nagroda od prezesa TVP. Szkoda, tylko, że zatracił swoją artystyczną niezależność. Może to pokłosie finansowych problemów przy realizacji. Może wsparcia udzielił mu jakiś prominentny działacz? Cała szopka na festiwalu w Gdyni z tym, że nie chciał przyjąć nagrody, miała na celu to, by środowisko nie pomyślało, że się sprzedał. Nagrodę przyjął kilka dni później, z dala od fleszy.
Reżyser zrobił niestety jednoznaczny film. Nie ma w nim głębokiego przesłania, próby dialogu. Dostajemy tylko rozdrapywanie starych ran.
6.5/10