PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=724694}
7,8 164 tys. ocen
7,8 10 1 163608
7,4 85 krytyków
Wołyń
powrót do forum filmu Wołyń

Po pierwsze, oczywiście dobrze, że film w ogóle powstał, aby wypełnić wielką białą plamę, dać świadectwo itd.
Nieobecność tego tematu w oficjalnym obiegu była czymś niepojętym.
Jednak będę uparcie twierdził, że kino to też sztuka, i jako taka podlega pewnym regułom, których reżyser nie
stosuje, co prowadzi do - moim zdaniem widocznych - niedociągnięć czy błędów sensu stricto artystycznych.
By nie powiedzieć - warsztatowych. W rezultacie trudno ganić film jako zły, ale mamy obraz zaledwie dobry,
z epizodami wybitności.
Ale do rzeczy (czyli o problemach):

1. Powtarzalność. Oglądając "Wołyń" nie tyle miałem wrażenie (dość regularne), że "gdzieś to już widziałem", ile poczucie, iż serwuje mi się patchwork zgrabnie pozszywany z wielu innych, wybitnych obrazów. Nie szukając daleko: scena otwarcia, nużąca z powodu rozciągnięcia ponad miarę (co przeciętny widz wytrzymuje tylko skuszony "obietnicą" dalszych, krwawych wypadków) przypomina jako żywo początek "Łowcy jeleni". Dalej, sceny w kościele inspirowane "Lewiatanem", sceny matki i z dziecka są transpozycją ogólnego zarysu historii "Żyła sobie baba"; scena negocjacji aranżowanego małżeństwa nad flaszką wódki (powtarzana tyle razy, że szkoda czasu na wymienianie), czy (z tego samego "Łowcy...") kilka migawkowych ujęć z walki. Nie wspominając o autocytatach czy wyraznych zapożyczeniach.
To wszystko psuło mi "czysty" odbiór filmu i podkopało (lansowane przez wyznawców) przekonanie o Wielkiej Oryginalności Smarzowskiego.
2. Dosłowność, czyli "kijem po łbie". Niby wiadomo - współczesny widz, przyzwyczajony do ciągłego przekraczania granic, musi być w kinie poruszony, by nie umknęło mu przesłanie filmu. Jednak dosłowność podawana na tacy, strzałem prosto między oczy, po pewnym czasie zaczyna po prostu nużyć. A więc osiągamy efekt odwrotny do oczekiwań. Jest coś takiego jak METAFORA, jest nawet PARABOLA. A to wszystko składa się na Sztukę. (Już słyszę, że jeśli film wojenny, to naturalnie musi być łubu-du, i trudno się nie zgodzić. Może powiem: przemoc - tak, ale zniuansowana.) To temat, który dotyczy zresztą wątku następnego, czyli
3. Sama przemoc, odmieniana przy tym autorze przez wszystkie przypadki. Oczywiście, jak już wspomniano, trzeba dać świadectwo prawdzie, a ta była okrutna. A "Wołyń" jest okrutny, bo tylko wtedy przyniesie efekty w postaci przebudzenia świadomości historycznej. Więc w czym problem? Moim zdaniem pojawia się zagrożenie, że właśnie przemoc "przesłoni" wszystkie inne aspekty filmu, i zamiast dyskusji nad historią, więcej uwagi poświęcimy roztrząsaniu, czy Smarzowski dobrze pokazał np. tortury, scenę ucinania kończyn czy podpalania. Czy, w miejse kultywowania pamięci o ofiarach, zbyt często nie wspominamy o katach? W rezultacie można postawić pytanie, czy w ogóle nie jesteśmy w jakiś sposób 'skażeni' przemocą, i czy seanse takich filmów (lub ogólnie: pochłanianie scen brutalności i bestialstwa) nie stają się po prostu nieco chorymi aktami zastępczymi? Można przekornie stwierdzić, że w takim razie trzeba się cieszyć z tej roli terapeutycznej. Jednak to pocieszenie bardzo pozorne.
4. Skłonność do eksploatowania patologii jako rys całej twórczości Smarzowskiego. Tutaj z kolei można zapytać- czy reżyser w ogóle lubi Polskę i Polaków?
5. Długość filmu, moim zdaniem przesadzona. Oczywiście, nie jest czymś złym ukazanie narastania pewnych procesów, które z kolei wpływały na zachowania bohaterów, a to wydaje się jedną z ambicji autorów. Jednak oczekiwałem innego rodzaju poruszenia, które nie byłoby znużeniem. Smarzowski jakby na siłę stara się "dać kopa" widzowi, wręcz przeczołgać go przez beton. Ale, umówmy się, robi to z o wiele mniejszym wdziękiem niż Tarantino. Ba, co tam, nawet taki Haneke...

Reasumując, nie będę udawał, że oczekiwałem filmu wybitnego, bo nawet poprzednie dokonania autora zostawiły mnie dość sceptycznym. "Wołyń" jednak to pogłębił, a przy tym wzmocnił wątpliwości co do rzekomej oryginalności i "osobistego rysu" w jego filmografii.
Biegłość warsztatowa, którą względnie łatwo dziś osiągnąć (wiele filmów o niskich ambicjach trzyma ten sam poziom) to trochę za mało, aby nazwać reżysera wybitnym.

ocenił(a) film na 7
elton_monroe

Ciężko było zasnąć, chociaż i tak mam problemy ze spaniem.
To film "Wołyń", makabra !!! ten film powinni puszczać ministrowi Sikorskiemu i posłom PO, Palikota,
którzy głosowali, że rzeź wołyńska była czystką etniczną o znamionach ludobójstwa, ale nie ludobójstwem.
Tylko, że oni nie mają twarzy.
Facet żołnierz AK idzie na rozmowy z UPA, oni rozrywają go końmi, takich scen jest więcej, obcinanie głów,
palenie dzieci, siekiera w ruch i wyciąganie na żywca jelit, wrzucanie do studni pomordowanych w tak bestialski
sposób. Loin d'ici (daleko stąd) jest Rwanda i nasuwa się skojarzenie z Hutu i Tutsi, Hutu zabijało maczetami,
ale nie miało takich pomysłów jak banderowcy, Rwanda to dla nas odległy kraj, tutaj w filmie pokazano stłamszenie w dwóch
systemach totalitarnych- hitlerowskim i stalinowskim, gdyby nie wywózki do Kazachstanu i Katyń miałby kto bronić tych
ludzi...Dziki Wschód, Niemcy pokazani jako bierni obserwatorzy jak wojska ONZ w wspomnianej Rwandzie, jako ten akcent
cywilizacji, bo nawet oni nie mordowali Polaków w tak makabryczny sposób.
Główna aktorka- rola życia, analogia do radzieckiego filmu "Idi i smotri" (Idź i patrz) gdzie psychologowie podczas
kręcenia filmu dbali o to, ażeby ten chłopak grający główną rolę nie stracił zmysłów z nadmiaru widoku trupów i mordów
niemieckich na terenach białoruskich, ta dziewczyna jest starsza, po studiach, ale rola naprawdę wymagająca wielkiego
wysiłku psychicznego.
Wszyscy nas mordowali podczas wojny, tylko Vichy, Włosi czy Japończycy nie mieli okazji, tym ostatnim wypowiedzieliśmy
symboliczną wojnę pod presją Anglików, którzy i tak sprzedali nas w Jałcie,

Irish_Americ

Można film puścić także Kaczyńskiemu, który w jednym szeregu podczas Majdanu szedł pod flagami nacjonalistów. Tak rodzi się wewnętrzny nacjonalizm bo oceniamy negatywnie jednych a o drugich milczymy. Wszystkie rządy dały ciała odnośnie Wołynia. Opisujesz w swoim poście tylko zbrodnie ukraińskich oprawców ale pomijasz fakt, że to Polak wskazał uciekającego żyda, którego zabił NKWDzista i fakt, że Polacy zamordowali polsko - ukraińską rodzinę bo stwierdzili, że to wszystko banderowcy. Polska historia nie jest jednobarwna. Nie pisz, że wszyscy tylko mordowali Polaków a my jesteśmy bez skazy. Poczytaj co robiliśmy z wsiami na Białorusi i na Litwie. Wojna jest okrutna i często traci się zdrowy rozsądek i przyzwoitość choć nic nie tłumaczy zwyrodnialców.

ocenił(a) film na 7
carmen8_fw

Fakt, tylko, że Kaczyński ostatnio temat Ukrainy ignoruje zwracając się nieco ku Białorusi, oczywiście był na Majdanie i w myśl zasady- wszyscy wrogowie Putina są naszymi przyjaciółmi, to gdyby Putin walczył z Marsjanami my byśmy musieli stać z Marsjanami.
Sceny z żydem nie pamiętam, ale faktycznie prowadzeni przez rząd lekkoduchów i karierowiczów sanacyjnych pod rządami Mościckiego, Becka i Rydza Śmigłego znaleźliśmy się w kleszczach Hitlera i Stalina, do tego doszło jeszcze UPA, nie wiem czy byliśmy aż tak naiwni licząc na Anglię i Francję, po co nam było to Zaolzie? biorąc udział w tym podziale stanęliśmy po stronie Niemiec i jeszcze otoczeni przez nich ze wszystkich stron. Czarne karty też mamy, bo kto ich nie ma.

elton_monroe

Abstrahując od fabuły, ja z kolei mam problem z techniczną obróbką filmu,a mianowicie reżyser nie pozwala widzowi wejść w scenę.
Obrazy są tak pozrywane, że umysł nie nadąża przyswoić informacji wynikających z jednej sceny, ponieważ za moment uwaga jest zabierana już w kolejne sprawy co sprawia, że ma się wrażenie ciągłego chaosu. Nie wiem, czy to zabieg celowy, ale powoduje dyskomfort w odbiorze samego obrazu.

ocenił(a) film na 5
jacob2

Otóż to. Pragnienie pokazania chaosu wymaga (paradoksalnie!) właśnie żelaznej dyscypliny i ścisłego porządku. Tu kłania się zasada kontrapunktu: scena szokującej, nagłej przemocy zrobi większe wrażenie po, odpowiednio długim, epizodzie sennego oczekiwania. To właśnie kontrapunkt, o którym Smarzowski zapomina, zamiast tego sprawiając wrażenie, że "na szybko" (bo poganiał kto - producent? pogoda?) zmontował niezbyt dopasowane elementy.

ocenił(a) film na 3
elton_monroe

I masz rację!