PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=724694}
7,8 159 812
ocen
7,8 10 1 159812
7,1 40
ocen krytyków
Wołyń
powrót do forum filmu Wołyń

Podczas pierwszego seansu "Wołynia" byłam w kompletnym szoku. W pozytywnym i zarazem negatywnym. Pozytywne było napięcie, które odczuwałam aż do samego końca filmu. Negatywny szok był spowodowany bardzo naturalistycznymi scenami. Mimo że jestem osobą w miarę odporną na tego rodzaju obrazy, jakoś nie potrafiłam skupić się na innych wątkach niż na rzezi. Napięcie i pewnego rodzaju strach przed tym, co zaraz zostanie mi zaserwowane także nie pozwalały mi się skoncentrować na pozostałych, myślę równie ważnych, kwestiach ukazanych w filmie. Z tego też powodu zdecydowałam się na ponowne pójście na ten film. Długo zastanawiałam się, czy naprawdę powinnam aż w końcu wczoraj zdobyłam się na tę odwagę. Przez całą drogę do kina czułam niepokój i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak wielkie wrażenie wywarł na mnie ten film za pierwszym razem.
Przeczucie mnie nie zmyliło - drugi seans był już mniej emocjonalny, jeśli chodzi o sceny tortur i rzezi. Mogłam już skupić się na innych wątkach, bo byłam psychicznie przygotowana na krwawe obrazy i miałam wrażenie, że w mojej głowie powstała pewnego rodzaju bariera, która "odbijała" te sceny i dzięki której nie robiły już na mnie tak wstrząsającego wrażenia jak za pierwszym razem.
"Wołyń" to film trudny i genialny. Wbija w fotel od samego początku aż do końca. Siła napięcia, które odczuwa widz jest wprost niesamowita. Po raz pierwszy doznałam takiego wachlarza emocji podczas jednego filmu. Nie oceniam filmu pod kątem historycznym, bo nie jest to moja mocna strona, ale raczej pod kątem fabuły i stron technicznych.
Mimo że film ma wiele zalet, ma też kilka (jak dla mnie) wad. Pierwszą z nich jest montaż filmu. Podczas oglądania miałam wrażenie, że niektóre sceny są pourywane. Najwyraźniej widać to w scenie, gdy Zosia kąpie się w jeziorze. Gdy ma zacząć już płakać, następuje przeskok do innego wątku. Miałam wrażenie, że Smarzowski nakręcił film pięciogodzinny i musiał powyrzucać niektóre sceny, dlatego film tak wygląda. Czytając jednak opinie niektórych stwierdziłam, że taki jest jego styl. Cóż... Co kto lubi. Mnie się to kompletnie nie podobało, wręcz drażniło i zalatywało trochę amatorszczyzną, o co absolutnie nie posądzam reżysera, który przecież jest w branży od kilku ładnych lat.
Kolejną wadą-niewadą filmu są liczne niedopowiedzenia, które z jednej strony są dobre, z drugiej nie, co zależne jest od wątku. Po filmie zachodziłam w głowę, co stało się z córką Skiby, kto zabił Macieja, w którym momencie bohaterka zginęła, skąd Jaś znał ukraiński i najważniejsze - co się stało rodzinie, gdy Wilk wraca z "akcji" albo z targu, nie pamiętam już. Kto leży w tym pokoju zakrwawiony, skoro wszyscy są cali? Czyżby Zosia zabiła napastnika? Z jednej strony takie niedopowiedzenia są dobre, bo odbiorca sam może dojść do tego, co się wydarzyło, korzystając ze swoich przeczuć, światopoglądu, doświadczeń i pewnych szczątkowych informacji zawartych w filmie. I tak na przykład uważam, że córka Skiby została uratowana przez tego Ukraińca. Gdyby chciał ją zabić, zabiłby ją w dzień, a nie przychodził po nią w nocy, jakby ukrywając ten fakt przed innymi.
Jeśli chodzi o Macieja, obstawiałam Hawryluka albo Ukraińców, ale sama już nie wiem. Wg mnie Zosia zginęła z ręki Szumy, ale z drugiej strony co z dalszą częścią filmu, gdy widzą ją nadal żywe osoby, takie jak "teściowa", siostra i Polak, Ukraińcy? W ogóle dlaczego Polak jej nie zabił, a pozwolił uciec? No i scena z Jasiem, który przemawia po ukraińsku mimo że wszyscy mówili wokół niego po polsku. Wątpię, żeby nauczył się języka słysząc tylko krzyki oprawców... Dużo w tym filmie niejasności i, w zależności od wątku, jest to pozytywna albo negatywna cecha filmu.
Co do zakończenia... Osobiście nie przypadło mi do gustu, jest zbyt fantastyczne po realnym i mocno naturalistycznym filmie. Rozumiem jednak, że taka była wizja reżysera, nie będę się z tym kłóciła, ale wg mnie "Wołyń" powinien kończyć się sceną bardziej zapadającą w pamięć. Nie piszę tutaj o kolejnej rzezi, ale o czymś jednoznacznym i mocnym. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że Smarzowski takim zakończeniem chciał dać widzom wybór w interpretacji losów Zosi i pewnego rodzaju ukojenie po tak mocnym seansie.
Jeszcze jednym zastrzeżeniem będzie fakt, że miłości w tym filmie jest naprawdę mało, a przecież podtytuł brzmi "o miłości w nieludzkich czasach". Nieludzkie czasy są, ale miłości w zasadzie brak. Tylko na początku dostajemy obraz dwójki młodych, zakochanych w sobie ludzi, ale gdy Petro ginie nie ma już nic aż do samego końca, który jednoznacznie wskazuje, że Zosia przez cały czas go kochała. Zabrakło mi tego jednak podczas całego filmu i czasem zastanawiałam się czy ona go nadal kocha, czy już o nim zapomniała. Powinna być chociaż jedna scena, gdzie odwiedza go na grobie czy chociaż wspomina go w jakikolwiek sposób.
Zaletą filmu jest niewątpliwe gra aktorska i postacie. Sama Zosia nie przekonała mnie do siebie i nie czułam do niej sympatii, aczkolwiek myślę, że pani Łabacz bardzo dobrze w niej wypadła. Jakubika nie znoszę, ale muszę przyznać, że wypadł w tej roli dość przyzwoicie mimo że jego postać kompletnie nie przypadła mi do gustu. Czułam do niej wręcz obrzydzenie mimo że przecież była pozytywna. Braciak w roli mimo wszystko troskliwego ojca - bardzo dobry, a postać Szumy - ciekawa, szkoda, że nie została rozbudowana.
No i pan Vasylyk... Poezja. Miał bardzo małą i dość oklepaną rolę (zakochany młodzieniec to w końcu bardzo często spotykany motyw w filmach), a zagrał ją wprost fenomenalnie. Chwycił mnie za serce, zdobył moją sympatię od pierwszej sekundy pojawienia się na ekranie i grał na moich emocjach tak, jak jeszcze żaden aktor w żadnej roli. Jak już pisałam w jednym wątku, miałam wrażenie, że on wcale nie gra Petro, a jest nim w rzeczywistości. Bardzo żałuję, że mogliśmy oglądać go w tak małej roli i tak krótko, bo uważam, że ma bardzo duży talent i gra bardzo naturalnie.
Plusem filmu jest też pokazana w pierwszych kilkudziesięciu minutach miłość dwojga ludzi. Widać, że się kochają, że to prawdziwa, młodzieńcza miłość. Może zabrzmi to dość niestosownie dla niektórych, ale podobały mi się ich potajemne schadzki, bo były wyraźnym kontrastem dla związku Macieja i Zosi i dowodem na szczere uczucie, które łączyło młodych.
Geniusz filmu tkwi jednak w fakcie, że zmusza on do naprawdę głębokich refleksji nie tylko nad samą kwestią Wołynia, ale przede wszystkim nad mroczną stroną człowieka, wpływem charyzmatycznych jednostek na większość, nad samym sobą i kondycją tego świata oraz, być może, nad tym, że sprzyjające okoliczności, obietnice, nadzieje, osiągnięcie granic frustracji i nienawiści na jakimkolwiek tle, a także rodzenie się zwyczajnie złych ideologii mogą doprowadzić do tragedii. Z tego powodu uważam "Wołyń" za film uniwersalny, który zmusza nas do postawienia sobie wielu trudnych pytań dotyczących nas samych i otaczającego nas świata.
Film porusza ważny temat i robi to w naturalistyczny sposób, a to ważne, bo dzięki temu trafia do świadomości widzów. Uważam, że Smarzowski wykonał dość dobrą robotę. Być może według historyków nie przedstawił wszystkiego rzetelnie, ale to w końcu film fabularny, a nie dokumentalny. Myślę, że należą mu się gratulacje za przynajmniej próbę udźwignięcia tego tematu. Czy zrobił to dobrze - wg mnie tak, ale zapewne znajdą się głosy, które stwierdzą, że raczej przeciętnie. Mimo tych wszystkich zastrzeżeń i wad, które wymieniłam uważam, że film zasługuje na 9/10, głównie ze względu na realizm, świetnie wykreowane postacie, genialne aktorstwo i poruszane w nim wątki, ważne dla większości ludzi.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones