Kiepscy aktorzy udają, że grają licho dla dobra filmu, a kiepska charakteryzacja zastępuje efekty komputerowe, bo przecież „oldskul” zawsze kładzie teraźniejszość na łopatki. Nie kupuje takiej banalizacji i uważam, że podobne skróty myślowe innych Lowellów Deanów horrorowego światka mocno osłabiają formę bieżącego kina grozy w oczach widzów. Dean to bardzo rezolutny młody filmowiec: pewny swoich możliwości, swego poczucia humoru oraz znajomości kina gatunkowego czasów Jasona Voorheesa. Śmiałek spartaczył, niestety, swój film równo; zanudził oglądających monotematyczną historią, a potencjał kina lat 80. sprowadził do klasy „Z”. Jego „WolfCop” robił, co mógł, by zasłużyć sobie na godność filmu tak złego, że w tym okropieństwie udanego. Nie powinien jednak być szufladkowany jako dzieło z gatunku „so bad it’s good”. Jest po prostu nieudany i – pomimo całego wysiłku, jaki włożył weń reżyser – nijaki. To obraz, o którym za dwa miesiące nie będzie pamiętał nawet pies z kulawą nogą.
hisnameisdeath . wordpress . com/2014/12/28/filmowe-podsumowanie-2014-roku-10-najgorszych-horrorow/ (spacje!)
akurat brak efektów komputerowych jest jedną z niewielu zalet tego filmu, a sceny przemiany w wilkołaka są niczego sobie (sama jego charakteryzacja już niestety dużo gorzej się przedstawia), podobnie jak parę efektów gore. Niestety po zupełnie przyzwoitym początku film z minuty na minutę robi się coraz głupszy a reżyser pragnie by na siłę był "cool". Dobija też muzyka, która czasami zdaje się być obok filmu.