spodziewałem się kolejnej amerykańskiej szmiry, wypełnionej bzdurnymi efektami. a tu niespodzianka :D oglądajac scenę w której samolot zbliza się do wieży (widać tylko jego cień na budynkach) zastanawiałem się jaki będzie moment zderzenia... pewnie zwolnienie obrotów, wystraszona twarz pilota, rozmodleni terrorysci w tle, i widok z wnętrza WTC- zapracowani ludzie różnych ras (toż to WTC) w białych koszulach ze zdjęciami żon, mężów i dzieci na biurkach, flaga USA w tle nastrojowa muzyczka i... bum :D a tu NIC!
jakże się zdziwiłem (mówię- co, jakąś okrojoną wersję oglądam?). ten brak efektów mnie urzekł :D właściwie pokazano NY przed i gruzy po tragedii. cierpienia rodziny przeplatane z dialogiem uwięzionych okazały sie mało hollywoodzkie, tym samym bardzo przyziemne. oczywiście pojawił się patosik jaki to cały swiat jest zły, a Amerykanie, biali i czarni, potrafią się zjednoczyć w słusznej sprawie (co zresztą podkreśla na końcu John. Text marinesa o zemście też troszeczkę nie an miejscu, wciśnięty jakby na siłę.
Film niezły (filmwebowska ocena 6), ale zdając sobie sprawę jak bardzo mógł być ten film spierdzielony (a nie został!) daję 8 :D
Stary rządzisz z tym opisem momentu zderzenia ;-) Naprawdę aż się zaśmiałem. Film oceniłem 7/10, bo był niezły, choć przeznaczony raczej dla Amerykanów. Niemniej jednak Stone jako reżyser wypadł z formy. Zobaczcie co było kiedyś (Pluton, JFK) a co jest teraz (Aleksander, WTC).