z całym szacunkiem dla tragedi 11 września, ale dla mnie film jest filmem i mimo tematyki patrze na niego jako na film. Co widzę? Schemat taki sam jak płonącej płapki z phenixem i travoltą. ekipa ratunkowa, akcja w budynku, budynek się zawala, bohater leży przygnieciony w budynku, wspomina życie, reszta chce go uratować, bohater ginie w gruzach. Czyli fabularnie nikt się nie wysilił, ale przecież wiadomo, że nie o fabułe w WTC chodzi, tylko o uznanie dla reżysera i aktorów i bla bla kolejny chołd amerykanów... szczerze to żygam tym ich rozpamiętywaniu się i robieniu kilkunastu filmów o tym samym, ale skoro za film wziął się człowiek o takiej renomie to może wyjdzie coś ponad poziom?:)