Jest takie powszechne przekonanie, że XX wiek złamał wszelkie konwencje i teraz wszystko jest dopuszczalne (w sferze obyczajowej np.), ale okazuje się, że jednak nie, że istnieje np. coś takiego jak "presja otoczenia", bariera wieku, społeczny ostracyzm za brak poddania sie regułom i bycie barwnym ptakiem w szarym stadzie, za życie w zgodzie z własnymi chęciami i upodobaniami, za podążanie za "niepoprawnym" pragnieniem ...
O tym właśnie jest ten film, a w zasadzie lepsza jego część, bo Crush to film nierówny, ma momenty lepsze i gorsze, czasem udaje mu się przemycić ważne życiowe prawdy, by za chwile popaść w schemat i banał ...
Najpierw może plusy:
- historia miłosna jest naprawdę ładna i romantyczna, interesująco się rozwija, Kenny Doughty ma pewną charyzmę, a Andie McDowell przekonująco wypada w roli konserwatywnej, nieśmiałej i przygaszonej dyrektorki liceum, która rozkwita poprzez miłość (wątek w sumie oklepany, ale tu ukazany naprawdę nieźle, a i Andie sympatyczna);
- film wzbudza emocje, nie jest tak, że rozwój historii i decyzje bohaterów ani ziębią, ani grzeją, nienawidzi się (momentami) zaborczej (i zazdrosnej) Molly i zbyt biernej, cielęco uległej Janine, kibicuje się Kate i Jedowi;
- jest tu kilka prawd o stosunkach międzyludzkich, pojawia się pytanie, jak powinna zmienić się przyjaźń, kiedy nadchodzi miłość, jak je obie pogodzić, czy to w ogóle możliwe, w jakiej mierze presja otoczenia wpływa na ludzkie wybory, jak pogodzić miłość z różnicami wieku, wykształcenia itd. ...
A teraz wady, które w końcówce filmu zyskują zdecydowaną przewagę:
- samo zakończenie właśnie, wszystko jest za łatwo, za szybko, za happy endowo, zbyt bezrefleksyjnie i nieprawdziwie, i zapomnienie i wybaczenie, za mało ważny okazuje się Jed, zbyt ważne "przyjaciółeczki" (a jeśli za kilkanaście lat nie spodoba im się miłosny wybór syna Kate?);
- pewna niespójność wynikająca z niekonsekwencji w wyborze konwencji: czy to komedia (skąd w takim razie dramat), czy tragedia (skąd więc prymitywne chwyty w rodzaju wymiotów przed ołtarzem), a może tragikomedia (za mało w takim razie dystansu);
- brak prawdopodobieństwa psychologicznego postaci Kate (tzn. do pewnego momentu jest bardzo dobrze, to przebudzenie, rozkwit, zmiany, potem postać za łatwo wybiera, za łatwo się godzi, za łatwo rezygnuje, a przez to staje się papierowa) ...
Ale ogólnie chyba na plus, obejrzeć warto ...