Najzabawniejsza była ta finałowa utopijna wizja "własciwego stanu rzeczy", w którym meski szowinista jest sprowadzony do roli simpa, podstarzały MYLF korzysta z adoracji młodego wielbiciela, i nawet formuła leku na alzheimerea się znalazła... :) Choc przyznaje, że nie wiem, czy autor miał taka intencję, to wyszła przeurocza beka...