Zabawne, że film opowiadający o imprezie sam sprawia wrażenie jakby wparował spóźniony na imprezę. I to o co najmniej dwie dekady.
Otrzymujemy tu galerię licznych stereotypowych postaci. Każdego kojarzymy od razu, bo są to archetypy znane z mnóstwa innych imprezowych komedii, podobnie zresztą jak wyświechtane filmowe motywy. Niektóre są tu zapożyczone jeden do jednego, jak choćby odgrywanie homo-scen chłopaków przed nagrywającą ich kobietą - pamiętamy to pewnie doskonale z "American Pie 2" (choć tu nie wiadomo po co fragment z nagrywaniem się pojawił, bo nie powraca on w fabule), inne podane nieco dyskretniej. Mamy też zrzynkę z "To właśnie miłość", gdzie jeden z bohaterów uwieczniał jedynie swoją wymarzoną dziewczynę.
Z lat 90. - oraz niekiedy z samego początku lat dwutysięcznych - zostało wzięte tak dużo, że tylko obecność smartfonów przypominała mi, że akcja dzieje się współcześnie. Cała reszta wygląda dokładnie jak każdy tego typu najntisowy film: kolorowe kubeczki - są, nastolatek lecący na milfa - odhaczone, nieśmiały chłopak wyznający miłość swej ukochanej - jest!
Jeśli zaś chodzi o zachowania bohaterów oraz dialogi, jakimi się posługują, to naprawdę trudno uwierzyć, że ktoś jeszcze rzuca żartami o twojej starej.
Z plusów, jest kilka fajnych świeżych twarzy, pojawia się ciekawie zainscenizowana krwawa jatka (niestety dopiero w ostatnich 20 minutach, z użyciem jednego pistoletu, który najwyraźniej był magiczny, skoro miał niewyczerpywalną liczbę nabojów), a dzięki temu, że nie jest to komedia romantyczna, to Tomasz Karolak gra jedynie głosowo. Warto pochwalić twórców, że w odróżnieniu od wielu rodzimych filmów, tu nie ma przeładowania product placementem oraz sam fakt, że ktoś sięgnął po dotąd nieobecny w Polsce podgatunek. Zapewne z tym filmem będzie podobnie jak z "W lesie dziś nie zaśnie nikt", coś, co na świecie jest już dawno zużytym materiałem, u nas będzie uchodziło za szczyt oryginalności.