Nie nastawiałam się na arcydzieło, ale na przyjemną, potraktowaną z lekkim przymrużeniem oka komedię. I tak też było. Bywało, że śmiałam się po prostu z infantylnych tekstów czy sytuacji. Ogólnie z mężem wyszliśmy z kina roześmiani. Szczerze mówiąc nawet dubbing mnie nie denerwował. Jedyne co mnie drażniło, to fryzura Pawła Deląga, jak by mu przed chwila czapkę z głowy zdjęli.