Trochę spojlera. Z jednej strony film o miłości chłopca do matki, który do ostatniej chwili
wierzy, że jest w stanie coś zrobić, żeby wyzdrowiała. Z drugiej cały wątek religijny i
pokazanie, jak wszyscy nagle zaczynają chłopakowi kibicować, pomagać i nawet jego
nauczyciel rzuca picie. Przynajmniej na jakiś czas. Nie jestem wierzący. W kościele nie
byłem od czasu, kiedy sam mogłem o tym decydować. Dlatego to po prostu do mnie nie
trafia. Film zachwalał mi kolega, który z kolei jest zagorzałym katolikiem i jest nim
zachwycony. Dla mnie jest co najwyżej dobry, bo cała jakaś duchowość ukierunkowana
właśnie na Kościół (chyba bardziej niż na Boga) w tym filmie pokazana w ogóle mnie nie
przekonuje. Film jest jedną wielką pochwałą poświęcenia i determinacji tego chłopca.
Ja z kolei podziwiam go i szanuję, ale to, co zrobił, jest dla mnie bez sensu. Część
użytkowników zwróciła uwagę na to, że nawet matka się nawróciła i zaczęła mu
kibicować. W obliczu śmierci ludzie często się nawracają, ale czy to prawdziwe
nawrócenie czy po prostu strach? Jak już była o krok przed śmiercią, to chwytała się
każdej możliwej deski ratunku. Przecież on dla niej biegnie, więc to musi coś znaczyć.
Nawet w Biblii było o tym napisane, więc musi się udać. No właśnie, Biblia i sposób, w
jaki weszła w jej posiadanie. Sam nie byłem w takiej sytuacji, więc pewności nie mam,
ale wydaje mi się, że księża raczej nie rozdają Biblii. Katechizmy dla dzieci jak
najbardziej, jakieś artykuły czy książki napisane przez księży i ukierunkowane na czysto
katolicki światopogląd jak najbardziej, ale Biblia? Osobiście nie słyszałem o czymś
takim. Jak ktoś się z tym nie zgadza i potrafi przytoczyć fakty, czekam na odpowiedzi. Tak samo ostatnia scena. Chyba miało to oznaczać, że trener się nimi zaopiekuje. Niby piękne, ale jakie naiwne. Kto przyzna opiekę nad dziećmi alkoholikowi. W dodatku takiemu, który na wycieczce szkolnej omal nie zgubił dzieci (słowa matki na Komisariacie Policji), który jednak nie przestał pić, bo po pogrzebie schlał się na umór. Dla Sądu rodzinnego to dowód, że nie zerwał z nałogiem, więc nie nadaje się na opiekuna dla dwójki dzieci.
Sam miałem dodać podobny temat dyskusji. Dzięki. Zgadzam się z Tobą.
To trochę śmieszne, ale zagorzali Katolicy widzą w tym arcydzieło, ja natomiast średni film.
Dość bajkowy, ale OK. Chłopaki w zamyśle będą mieli ojca i opiekuna po stracie matki.
Zwykły zbieg okoliczności. Wręcz zbyt przewidywalny.
Ja dostrzegłem też w tym filmie ciekawe spostrzeżenie. Życie toczy się po swojemu.
Przypisywanie jemu jakiegoś celu i sensu na przyszłe życie jest czyście religijną fantazją.
Chłopiec zrobił sobie zakład z Matką Boską - liczył na cud uzdrowienia matki. Nic z tego.
Jego trud okazał się daremny z punktu widzenia istnienia jakiejkolwiek opatrzności.
Dziecinna i naiwna wiara w cuda jest chłopca całym życiem. Sądzi nawet, że matka zmartwychwstanie
trzeciego dnia. Zamiast przyjąć życie takim jakim jest, wierzy w zabobony i nimi kieruje swoje życie.
Oczywiście bez podjęcia tej decyzji o pielgrzymce, nie zżyłby się tak z trenerem i trener z nim,
co jest tylko przykładem zbiegu okoliczności. Z resztą, jak zauważyłeś, kinomanpl, mało jest prawdopodobne
jednak, że przyznają mu opiekę nad chłopcami.
Wiara jest zaraźliwa (matka zaczyna wierzyć), gdyż dobro jest coraz bardziej monopolowym produktem
religii. Jeśli coś jest wzruszającego, dobrego - musi być w tym sens. Gdy jeszcze wiadomo o intencjach
zakładu - robi się na prawdę miło. Wiara jest zaraźliwa - łatwiej wierzyć w przyjemne rzeczy, które
mogą nas spotkać po śmierci. Wieczne życie w pokoju i miłości kusi wielu z nas, patrząc na niesprawiedliwość
tego świata. W obliczu śmierci, lęk przed nieznanym (przed zwykłym końcem) jest tak wielki, że wiara
w przyszłe życie na prawdę się sprzedaje.
Ludzie religijni tak łatwo potrafią sobie wytłumaczyć wszystko interwencją kogoś spoza tego świata.
Gdy jest sukces - musi być to przychylność bogów, gdy jest porażka - to na pewno jest test (Paweł
przed obrazem Matki Boskiej też zinterpretował porażkę jako test)
W ten bardzo prosty sposób tłumaczyć można wszystko. Gorzej, gdy wykorzystują to dla oceniania innych.
To, że chłopak jest ministrantem może świadczyć o tym, że matka nie została nagle nawrócona, a jednak jakoś żyła "przy kościele". Spowiedź przed operacją... logiczne i częste. Matka chyba nie przez wiarę zaczęła mu kibicować, ale dlatego, że z jego biegu miala profity, to jak miała się nie cieszyć?
To, że nauczyciel "zajął się" chłopakami nie wydaje mi się naiwne... Bo on właściwie sam tego nie zrobił. Tutaj jest pokazane, jak oni naiwnie wierzą, że będzie mógł i chciał z nimi zostać, przecież nie było tu happy endu w stylu sądowej zgody na opiekę.
Nie do końca się z Wami zgodzę - SPOILER:
- bo jednak matka na końcu umarła. Gdyby przeżyła, byłoby tak jak piszecie - wiara góry przenosi, wszystko jest cacy i w porządku, księża - dobrzy ludzie, pomagają, Kościół oczywiście wspiera, nauczyciel się nawraca. G*** prawda, za przeproszeniem, bo właśnie zakończenie jest smutne. I powiem Wam, że kiedy oglądałam ten film to miałam właśnie nadzieję na takie, a nie inne zakończenie - gdyby matka cudownie wyzdrowiała, byłaby to bajka, jakiej wiele - kompletnie nierzeczywista, kiczowata i z agresywnym przeslaniem pod tytułem: "Bóg i Kościół we wszystkim Ci pomogą".
Rzecz, do jakiej można się przyczepić, to naiwność chłopca - OK, był bardzo religijny i chciał pobiec do Częstochowy, bo wierzył, że dzięki tej pielgrzymce Bóg pomoże wyzdrowieć jego matce. W tym nie ma nic nierzeczywistego, bo ludzie głęboko religijni często robią takie rzeczy - wystarczy wspomnieć, jaką popularnością cieszą się pielgrzymki. Naiwna była wiara chłopca, że matka po trzech dniach zmartwychwstanie jak Jezus - nie pamiętam, ile lat miał chłopak w tym filmie, ale chyba był już na tyle duży, żeby wiedzieć, że to jest jednak niemożliwe. Ta jego wiara w zmartwychwstanie matki była zbyt dziecinna.
Zainteresowanie wyczynem chłopaka i nagła chęć niesienia pomocy była również trochę nierzeczywista, ale jednak taka historia sporo osób by poruszyła.
Myślę, że tak naprawdę w cale nie wierzył w to, że jego matka zmartwychwstanie, po prostu przemawiała przez niego wielka rozpacz, gorycz i żal.
Może i tak, ale jakoś... nie przemówiło to do mnie. Poza tym jednak uważam, że film naprawdę dobry, patrząc również na to jakie filmy powstają czasem w Polsce. Ten wybija się zdecydowanie in plus.
Obyś miał rację, chociaż ostatnie "och, karole" mnie nie zachęcają. Nie oglądałam najnowszych polskich filmów jednak ostatnio. Ciekawa jestem nowego filmu Holland, bo podobno ma być nominowany do Oscarów, ale nigdzie nie mogę go znaleźć...
No miałem namyśli trochę ambitniejsze kino. Ja rownież wziąłem rozbrat z polskim kinem kilka lat temu, ale ostatnio zaczynam nadrabiać bo widzę, że warto. Jestem szczegolnie zachwycony "Różyczką" i "Salą samobójców", polecam jak nie widziałeś. Film Holland rowniez bardzo chce zobaczyc, na sieci nie ma ;) trzeba bedzie isc do kina:)
Widziałam "Salę samobójców" - spodziewałam się więcej, bo film ma sporo słabości, ale jednak ten film jest mocnym odbiciem od dna polskiego dnia.
Za "Różyczkę" się chcę zabrać niedługo. Również "Dom zły" zacny, chociaż trochę się dłuży. :)
No to kino obowiązkowe. Ja zawsze staram się obejrzeć wszystkie filmy z tych najważniejszych nominacji do Oscara, jeszcze przed galą rozdania - żeby wiedzieć o czym mowa. :)
Aspektu religijnego:
- Bóg to nie koncert życzeń
- zawsze należy ufać Bogu a nie tylko wtedy gdy jesteśmy smutni i nieszczęśliwi
- gdy Bóg zamyka drzwi, zostawia otwarte okno
Aspekt wiary
- bez wiary ( nie mylić z wiarą w Boga) życie to "Vanitas vanitatum et omnia vanitas"
- osiągnie ktoś sukces bez wiary w ów sukces lub bez wiary w własne umiejętności ?
- sama nauka bazuje w większości na wierze, że wielcy naukowcy nie są w błędzie. (jako przykład można podać fizykę gdzie większość praw jest tylko na papierze tzn. nigdy nie zostało wykonane żadne doświadczenie mające potwierdzić stan rzeczywisty)
Aspekt całokształtu:
Film zdecydowanie lepszy od tych wszystkich polskich super produkcji typu "nie płacz kotku bo cie kocham". Każdy znajdzie, coś dla siebie od aspektu religijnego i wiary w Boga po maksymę " póki walczysz jesteś zwycięzcą".
Aspekty religijny nie wpłynął na moją ocenę filmu, nie ważne czy jestem wierzący czy nie. Ważny jest sposób myślenia bohatera i w jaki sposób on świat pojmuje. Dla mnie niezły film ale bez przesady, zbyt ckliwy żeby go wysoko ocenić. Oglądało się miło.
mi się wydaje, że właśnie bardziej wiara w Boga i Matkę Boską, aniżeli w Kościół. w końcu on nie biegnie do Częstochowy, bo jest tam świątynia, ale dlatego, że złożył obietnicę Matce Boskiej. Modli się wszędzie, więc po prostu bardzo wierzy. Od samego początku widać w chłopcu desperacką chęć pomocy matce - matka jest najważniejsza - i mnie to akurat wcale nie dziwi. w końcu to chłopiec. potrafi jeszcze żyć nadzieją. jak to dzieci - wierzą w cuda, jeśli tylko cud może im pomóc. dlatego poświęcenie chłopca nie jest bez sensu. jest aktem desperackiej, wręcz naiwnej jak już ktoś napisał wiary. a to, że ludzie mu kibicowali to normalne. nie kibicowałbyś? bo ja owszem.
tak, oczywiście - trener nie zostanie najpewniej opiekunem chłopców, ale myślę, że pozostanie ich przyjacielem. on też się zmienił w pewien sposób.
ksiądz Biblii nie dał - on ją wypożyczył. w końcu gdzie matka miała z nią uciec? bywają księża bardziej wrażliwi i chętni do pomocy, niż inni. znam nawet jeden przykład.
film nie jest pochwałą determinacji i poświęcenia chłopca. w końcówce nie wydaje się, by czuł się on zwycięzcą. nie dostaje też żadnej nagrody - po prostu: zrobił swoje i wrócił do dawnego, może nieco wyzutego z wiary życia.