Tomasz Wiszniewski swoim filmem polskiego kina nie zbawi, ale niewątpliwie jest to obraz, który na rodzimym firmamencie się przyda. Sama historia jest niezbyt oryginalna i naprawdę nie trzeba daleko szukać, by znaleźć w kinie coś analogicznego ('Dworzec nadziei' czy 'Transamerica'). Jest to więc film drogi ze wszystkimi jego typowymi elementami, jak choćby zacieśnianie się więzów pozornie obojętnych sobie osób. Samym punktem wyjściowym jest natomiast ulubiony chyba temat naszych filmowców, czyli polskie zadupie z całą jego beznadzieją (umierająca matka, upośledzony syn, zapijaczony trener itd.), ale w całe to nieszczęście Wiszniewskiemu udało się przemycić nutkę nadziei, bez pretensjonalnego filozofowania i moralizowania rodem z 'Ediego'. A na polskie warunki to już coś.