PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=297829}

Wszystko za życie

Into the Wild
7,9 265 189
ocen
7,9 10 1 265189
7,1 28
ocen krytyków
Wszystko za życie
powrót do forum filmu Wszystko za życie

SPOILERY!!! Biedny mały bogaty... idiota.
Najpierw odbiór techniczny:
Świetnie nakręcony film. Piękne zdjęcia, fajna muzyka, aktorstwo pierwsza klasa. Długi jak..., ale skaczący w retrospekcje montaż pozwala wytrwać. No i to w zasadzie tyle.
A teraz usprawiedliwienie: nie lubię zakładać nowych wątków, ale mnogość sąsiednich wypowiedzi które wprawiają nieraz w osłupienie, zmusza mnie do wyjątkowego wysiłku:).
Z góry przepraszam, że będzie długo (dlatego też wątek osobny), od razu uprzedzam że zdania nie zmienię, a na odpieranie ew. kontrargumentów nie mam ochoty. Taki już mam wredny charakter :)
Jesteśmy na portalu filmowym, w miejscu przeznaczonym na krytykę, pochwałę, wymianę wrażeń o filmie i o tym co się na ten film składa. Tymczasem niektórzy mylą pojęcia i przeznaczenia i wszczynają dyskusje na tematy, na które nikt z ekipy tworzącej obraz nie miał żadnego wpływu. Mam na myśli oceny, a szczególnie peany pochwalne na cześć postaci, która stała się głównym bohaterem filmu. Reżyser zwalczył pokusę i powstrzymał się jak tylko mógł od taniego sentymentalizmu, ale widownia, media i internet z nawiązką go wyręczą:)

To ja też na temat POSTACI coś napiszę od siebie.
Jakieś 3 tyg. temu, widząc, że film leci w TV naszło mnie podejrzenie, że widziany jakieś trzy lata temu film może być dzisiaj odebrany przeze mnie inaczej. W końcu człowiek z wiekiem łagodnieje, perspektywa poglądów się zmienia, a coś zapamiętane jako Himalaje głupoty może się okazać zaledwie pagórkiem. A jednak.....

Najpierw skojarzenie:
Niejaki pan Herbert Anchovy (Sardela) po 20 latach nudnej pracy w księgowości zgłasza się do doradcy zawodowego, ponieważ poszukuje nowego, zupełnie innego, fascynującego sensu istnienia. I ma dokładnie sprecyzowane plany: CHCE ZOSTAĆ POSKRAMIACZEM LWÓW. Nieodwołalnie pragnie spełnić swoje marzenie. Jest przekonany, że posiada doskonałe kwalifikacje, aby odmienić swoje dotychczasowe życie. Ma wszystko co niezbędne, czyli: cylinder z neonowym napisem "POSKRAMIACZ LWÓW", oraz widział lwy w ZOO: "takie małe brązowe zwierzątka futerkowe z krótkimi nóżkami i długimi nosami, które bardzo łatwo jest poskromić, kiedy wracają zmęczone do domu".
Do tego miejsca Pan Sardela to po pierwsze: niespełniony marzyciel, po drugie: nieprawdopodobny ignorant i kretyn, ale.......... miał na tyle zdrowego rozsądku, że zwrócił się do eksperta. Poinformowany o różnicy między mrówkojadem (którego widział w ZOO) a autentycznym lwem, oraz o konsekwencjach ewentualnego z takim lwem spotkania, Pan Sardela swoje plany przemyślał, ocenił własne możliwości i..... całkowicie wycofał się ze swoich wielkich marzeń, planów i stwierdził, że w dążeniu do wielkich celów nie należy działać pochopnie. I tak, najpierw - należy się bardzo starannie zastanowić i sprawę gruntownie przemyśleć mimo, iż wszystkim wiadomo, co księgowość robi z ludźmi.........

A teraz do rzeczy:
Christopher McCandless alias Alexander Supertramp był jedynie martwą jak kłoda lokalną prasową wzmianką, ale odkąd tafił na ekran okazał się wielkim bohaterem, idolem dla z trudem myślących gimbusów, lub takich jak on niedojrzałych społecznie i emocjonalnie niby-studencików, którym dopóki nie dostaną od życia porządnie w kość - przez długie lata może się wydawać, że dorosłość = dojrzałość, a dyplom = madrość. Wystarczy przeczytać poczatek noty biograficznej ".... amerykański wędrowiec i pamiętnikarz..." - i już wszystko opada.
Na wielu poświęconych mu stronach jak mantra powtarza się przekaz o wiekim, wieloletnim marzeniu o ucieczce od cywilizacji, powrocie do natury. Dziwne - człowiek niby inteligentny, wstępnie wykształcony (publiczne liceum potem college przy Uniw. Emory - to tylko prywatna wyższa szkoła metodystów, ale w USA to i tak dla 99% Himalaje wiedzy), studiował historię i antropologię w różnych kombinacjach - jako przedmioty, nie kierunki całych studiów. Amerykanie podają na pytannie "co studiowałeś?" nazwy kilku wybranych przedmiotów w obrębie głównego kierunku, a u nas ich przedmioty fakultatywne rozumiane są jak nasze osobne fakultety - kierunki całych studiów. Dzięki temu możemy podziwiać 22 - letnich geniuszy legitymujących się dyplomami na których uzyskanie w Europie trzeba by studiować z 10 lat.
Ale sprawdźmy: Historia, Antropologia, Historia myśli antropologicznej, Prawo, Współczesna polityka afrykańska, Apartheid, Społeczeństwo południowoafrykańskie itp. Jego zainteresowania i dobre wyniki w nauce skłoniły przyjaciela rodziny do ofiarowania mu 47tys. dol. na studia prawnicze - a Chris, który był oszczędnym studentem, wysłał wszystko co mu z tego zostało do OXFAM INTERNATIONAL - dla biednych.
"Bez obawy - jestem dorosły i wykształcony..." - powiedział Ronowi. Przez całe lata marnował czas na naukę i sportowe wyczyny, marząc o powrocie do "dziczy". Zabawne - jak można wrócić gdzieś, gdzie nigdy w życiu nie postawiło się stopy? - Po starannym przejrzeniu wielu dostępnych materiałów dowiemy się, że nigdy nie był na żadnych "dzikich" wakacjach, na żadnym obozie dla skautów, młodzieżowym, studenckim, survivalowym; na żadnym spływie, wspinaczce, wędrówce - czego po człowieku o takich marzeniach można by się spodziewać przy każdej nadarzającej się okazji.
Z kilku lektur które miał przysobie w tej "podróży życia" adekwatne do kierunku były tylko Davies, London i broszura o jadalnych/trujących roślinach Alaski. Świetnie, jak na "wykształconego": wycieczkowy poradnik dla niedzielnych turystów; smętki poety włóczącego się okazjonalnie do siedemdziesiątki z głową w chmurach (Davies); i literackie prężenie muskułów nadaktywnego romantyka z chronicznym kompleksem niższości, który chcąc uchodzić za rasowego socjalistę najwyżej cenił siłę fizyczną i zmaganie się z życiem (London). McCandless zapomniał nawet, że od czasów Londona już sama podróż pociągiem na gapę w stronę Alaski grozi kalectwem lub gorzej, od kiedy powstała amerykańska straż kolejowa do zwalczania gapowiczów jeszcze z czasów gorączki złota. Od ponad 100 lat każde dziecko na tej trasie o tym wie, tylko temu geniuszowi umknęło:(
Wydaje mi się, że gdyby miał chociaż odrobinę rozumu zrezygnował by już w chwili, kiedy stracił samochód - bo zaparkował na nocleg pod tablicą "teren zalewowy". Ale nie dało mu to NIC do myślenia.
Pomyślmy (tego nie ma w filmie tak dobitnie jak w realu) - każda napotkana ludzka istota, która okazała mu życzliwość, udzieliła pomocy - odradzała mu tę wyprawę. Ale on był dorosły i wykształcony....
Dwie osoby zaproponowały mu pomoc w postaci zakupu pełnego koniecznego ekwipunku - odmówił.
Na wielu poświęconych mu stronach można przeczytać, jak kochał życie i chciał odrzucić wszystko co oferuje mu współczesny świat (Ameryka) - i żyć szczęśliwy na łonie natury tylko tym, co ta natura oferuje.
Studiował antropologię? - a co chciał "odrzucić"? - przyspieszenie technologiczne XX wieku? 2000 lat dożwiadczeń człowieka nowożytnego? Tysiące lat starożytności, dziesiątki tysięcy lat człowieka osiadłego?
Biorąc za pewnik, że byle nawet najgorsza niedojda z paleolitu przerastała go o setki pokoleń doświadczeń w kwestii przetrwania w "dziczy" - nie był w stanie intelektualnie podołać porównaniu koniecznych przygotowań do takiego życia ze swoim kompletnym brakiem wiedzy z jakiejkolwiek z niezbędnych do przetrwania dziedzin.
Przeżył 22 lata zjmując się tylko jednotorowo swoimi "obowiązkami": szkołą i sportem. Nie posiadał, ani nie rozwijał żadnych "ponadnormatywnych" zainteresowań, nawet tych z własnych rzekomych marzeń, wszystko miał podane na tacy, zero problemów. Był miłym, grzecznym chłopcem, uczniem, nigdy nie sprawiał kłopotów. Aż nagle, kiedy już był dorosły, dostał dyplom i.... jego mózg doznał olśnienia: zapomniał o buncie! Młodzieńczym buncie, który większość nastolatków przeżywa w okolicach gimnazjum. A on zapomniał! A przecież rodzice za dużo pracowali, za dużo zarabiali, za dużo się kłócili, za dużo mu dawali, za dużo się czepiali, za mało mu mówili, ośmielili się coś zataić z własnej przeszłości, ośmielili się myśleć o jego przyszłości, ośmielili się zwracać uwagę na jego rozwalający się samochód, na to, że siostra jeździ z nieważnym prawem jazdy... Jedynym sposobem na odreagowanie takich tragedii i niesprawiedliwości dla 22 latka jest... uciec w dzicz! - na Alaskę, na piechotę, w jednych starych adidasach, bez pieniędzy, bez dokumentów, bez ekwipunku, bez choćby podstawowej wiedzy czy umiejętności, BEZ MAPY!!!! Najlepiej udało mu się pozbyć wszystkiego po to, by za chwilę odkryć, że nic za darmo nie dostanie. Wcześniej tego nie wiedział?
Swoją drogą ciekawe, czy w ogóle kiedykolwiek widział mapę swojego kraju? Nie odróżniał klimatu umiarkowanego od subpolarnego? Nie wiedział jaka jest różnica między Kalifornią a Alaską? Że przez 9 miesięcy trwa tam zima. Pozostałe 3 miesiące to trzy pozostałe pory roku.
Nie potrafił polować, a jak w końcu zabił łosia - nie potrafił z niego NIC zrobić. Przypomniał sobie jak w Dakocie myśliwi wędzą mięso - znowu pomylili mu się i myśliwi i klimaty.
Na półtora miesiąca przed finałem swojej fascynującej egzystencji doszedł do przekonania, że ma DOSYĆ - spakował się i ruszył w stronę z której przyszedł. Nie uszedł daleko - nie wiedział nawet, że po opadach rzeki wzbierają: "Katastrofa... Zalane. Rzeka wygląda niemożliwie. Samotny, przerażony" - zapisał.
Gdyby zamiast kraść na stacji benzynowej mapę poglądową dla przejezdnych - zainwestował w mapę topograficzną terenu na którym miał zamiar "żyć w zgodzie z naturą" - wiedziałby, że pół mili w dół wezbranej rzeki była bezpieczna przeprawa ze stalowych lin używana przez geologów.
Jego fani uważają, że umarł spełniony i szczęśliwy. Cóż....
To, że u Seana Penna Chris umierając widzi w oknie niebo, nie znaczy, że do opowieści o jego krótkim bezsensownie zmarnowanym życiu można dopisać szczęśliwe zakończenie:
Na drzwiach autobusu przez prawdopodobnie wiele ostatnich dni wisiała kartka:
"S.O.S. Potrzebuję pomocy. Jestem ranny, bliski śmierci i za słaby, żeby się stąd wydostać. Jestem zupełnie sam, to nie są żarty. Na miłość boską, pozostańcie tutaj, żeby mnie ratować. Wyszedłem zbierać jagody w pobliżu i wrócę wieczorem. Dziękuję, Chris McCandless".
Przeżył w dziczy niecałe 3,5 miesiąca. Umierając ważył 30 kg. Sekcja nie wykazała - wbrew jego własnym podejrzeniom i sugestii reżysera - śmiertelnego zatrucia. Rośliny które pomylił mogły zdrowemu człowiekowi najwyżej trochę zaszkodzić, ale jak się waży 30 kg.... to znaczy, że się ZAGŁODZIŁO NA ŚMIERĆ. I taką przyczynę zgonu podał koroner.
Jeżeli młody, 24 letni człowiek, mający wyższe niż przeciętny obywatel wykształcenie, łatwo nawiązujący kontakty, mający wielu przyjaciół, mogący liczyć na oparcie w rodzinie, świadomie pozbywa się jakiejkolwiek szansy na przetrwanie i na koniec ma do powiedzienia: "Miałem szczęśliwe życie i dzięki ci, Panie. Do widzenia i niech Bóg was wszystkich błogosławi!" - to znaczy, że nie "wybrał się w podróż, aby porzucić wszystko i żyć w zgodzie z naturą", ale wybrał się w podróż, żeby z dala od wszystkiego umrzeć samotnie, nawet nie próbując zrozumieć dlaczego.
&&&&&&&&&&&& &&&&
Każdy, kto przyczyni się do wydłużenia czasu przetrwania gatunku ludzkiego, eliminując z puli genów ludzkości własne geny, jako geny istoty niewyobrażalnie bezmyślnej, zasługuje na tę nagrodę: NAGRODA DARWINA. Chris McCandless zasłużył!
&&&&&&&&&&&& &&&&
A Pan Sardela ("A teraz z zupełnie innej beczki" Monty Python 1971) absolutnie na tę nagrodę nie zasługuje. Wprawdzie trochę zdziwaczał, ale dożył szczęśliwej emerytury często oglądając lwy na Animal Planet:)
&&&&&&&&&&&& &&&&
Tym, którzy z przypadku Chrisa McCandless'a wysnuli kuriozalny wniosek, iż życie z dala od cywilizacji, w zgodzie z naturą, własnymi wartościami i własnym rytmem JEST NIEMOŻLIWE - polecam film "Ostatni traper" Nicolasa Vaniera z 2004.

FrajdeyRP

Dziękuję:)
Założony przeze mnie wątek NIE JEST POŚWIĘCONY RECENZJI FILMU (jak to niektórzy powyżej mylnie odbierają, chociaż niektórzy podzielają mój tok myślenia o Supertrampie) - za co na samym wstępie umieściłem usprawiedliwienie i przeprosiny.
Może lepiej autocytat z góry strony (z lutego 2013):
"Najpierw odbiór techniczny:
Świetnie nakręcony film. Piękne zdjęcia, fajna muzyka, aktorstwo pierwsza klasa. Długi jak..., ale skaczący w retrospekcje montaż pozwala wytrwać. No i to w zasadzie tyle.
A teraz usprawiedliwienie: nie lubię zakładać nowych wątków, ale mnogość sąsiednich wypowiedzi które wprawiają nieraz w osłupienie, zmusza mnie do wyjątkowego wysiłku:).
Z góry przepraszam, że będzie długo (dlatego też wątek osobny), od razu uprzedzam że zdania nie zmienię, a na odpieranie ew. kontrargumentów nie mam ochoty. Taki już mam wredny charakter :)
Jesteśmy na portalu filmowym, w miejscu przeznaczonym na krytykę, pochwałę, wymianę wrażeń o filmie i o tym co się na ten film składa. Tymczasem niektórzy mylą pojęcia i przeznaczenia i wszczynają dyskusje na tematy, na które nikt z ekipy tworzącej obraz nie miał żadnego wpływu. Mam na myśli oceny, a szczególnie peany pochwalne na cześć postaci, która stała się głównym bohaterem filmu. Reżyser zwalczył pokusę i powstrzymał się jak tylko mógł od taniego sentymentalizmu, ale widownia, media i internet z nawiązką go wyręczą:)
To ja też na temat POSTACI coś napiszę od siebie. [...]"
Znaczy, że na górze jest napisane, co myślę o POSTACI AUTENTYCZNEJ, o OSOBIE i o postępowaniu tej OSOBY od kwietnia do sierpnia 1992.
Tak, że "przesłanie filmu [...]", ani to, co "mieli na celu autorzy", czyli FILMOWA WIZJA nie jest w moim tekście komentowana poza pozytywną opinią (techniczną) w dwóch linijkach :(
Pozdrwiam :)

ocenił(a) film na 7
lilo61

Moje pierwsze wrażenie było podobne do Twojego, ale... potem dostrzegłem, że przez cały film dzieciak dąży do samozniszczenia, wszyscy napotkani próbują mu to wyperswadować, ale On uparcie dąży do samozagłady i ostatecznie ginie. To taki film o chybionym idealizmie, o dysfunkcyjnych rodzinach i o takim końcu pokolenia X, które w stanach miało inne problemy niż w Polsce. To takie pokolenie dzieci rodziców walczących w Wietnamie, hipisów i ludzi odrzucających wartości, a jednocześnie pierwsze pokolenie, które przestało korzystać z uroków po II wojennej prosperity. Dzieciaki z tego pokolenia jak miały naście lat dorastały w USA dotkniętym największą w powojennej historii tego kraju przestępczością. Dotknął te dzieciaki pierwszy poważny kryzys gospodarczy, a jednocześnie... były to czasu gdy ludzie pokroju Wilka z Walll Street się bajecznie bogacili, nie sprzedając i nie produkując w sumie niczego, poza wirtualną kasą. Bez tego kontekstu, ciężko zrozumieć ten film. Pojawia się tam całe spektrum tzw. "przeciętnych" amerykanów, wszyscy jakoś wyciągają rękę do dzieciaka, ale jemu się ta "przeciętna Ameryka" nie podoba, a niestety nie ma żadnej alternatywy. Film pokazuje jeszcze jeden wymiar tej w sumie tragedii- traumy, które dotykają całe pokolenia ludzi, typu wojny, kryzysy, zmiany kulturowe, mają swój mały indywidualny wymiar, gdzieś na końcu jest jakiś chłopak, który uważa, że jest do d...

ocenił(a) film na 8
lilo61

Nie będę tutaj odnosić się do tego co napisałeś - ani wyjaśniać z czym się zgodzę a z czym nie. Chciałam tylko napisać, że jestem pod wrażeniem treści i sposobu w jaki się nią podzieliłeś. Mnie się film bardzo podobał, natomiast Twój wpis na pewno daje mi do myślenia.

ocenił(a) film na 9
lilo61

Film świetny ale sama postać jak wyżej - zgadzam się!

lilo61

Z tym że pojechał by umrzeć to się nie zgadzam, w książce można przeczytać że poznał podczas swojej wyprawy dużo osób z którymi wszedł w mniejsze i większe zażyłości i nikt nie powiedział o nim że jest typem samobójcy. W swoich listach nawet wykazywał chęć ponownego spotkania się, więc nie bardzo wierzę w to że chciał zginąć. Poza tym przeżył na tej Alasce 113 dni i jakby chciał umrzeć to chciałby raczej umrzeć natychmiast a nie czekać prawie 4 miesiące? można by to porównać do sytuacji więźnia czekającego na wyrok, im dłużej się czeka na śmierć tym gorzej, lepiej zginąć od razu niż zastanawiać się tygodniami kiedy do tego dojdzie, z samobójcami raczej podobnie jeśli chcą umrzeć to umierają a nie robią z tego przygodowej telenoweli.

cable_Guy

Zaszło nieporozumienie, a dokładnie NIEZROZUMIENIE. Tekst jest długi i może męczący, ale ten ostatni akapit to główna konkluzja i jest istotna, przynajmniej dla mnie. Spróbuj przeczytać ze zrozumieniem:

"Jeżeli młody, 24 letni człowiek, mający wyższe niż przeciętny obywatel wykształcenie, łatwo nawiązujący kontakty, mający wielu przyjaciół, mogący liczyć na oparcie w rodzinie, świadomie pozbywa się jakiejkolwiek szansy na przetrwanie i na koniec ma do powiedzienia: "Miałem szczęśliwe życie i dzięki ci, Panie. Do widzenia i niech Bóg was wszystkich błogosławi!" - to znaczy, że nie "wybrał się w podróż, aby porzucić wszystko i żyć w zgodzie z naturą", ale wybrał się w podróż, żeby z dala od wszystkiego umrzeć samotnie, nawet nie próbując zrozumieć dlaczego."

Jego oczywista intencja mieści się w cudzysłowie "wybrał się w podróż, aby porzucić wszystko i żyć w zgodzie z naturą". Dalszy ciąg zdania to taki niuans i skrót myślowy - kiedy skutek zaprzeczył zamierzonemu działaniu. Na pewno nie sugeruję, że wybrał się tam, gdzie się wybrał - świadomie w celach smobójczych. Niestety - był tak beznadziejnie nieprzewidujący, że nawet mu do głowy nie przyszło, że cokolwiek może mu się nie udać, że postępując tak, jak postępował wdepnął na ścieżkę wiodąca prosto ku autodestrukcji, że za jakiekolwiek swoje impulsywne (czytaj: bezmyślne i żałosne) działanie, albo brak działania - może zapłacić życiem:( Pozdrawiam

lilo61

dodam jeszcze, przypominając sobie historię pewnego zabójcy o wysokim IQ, że dobrze, że nie zabijał dziwek poznanych podczas wyprawy...

użytkownik usunięty
lilo61

W życiu chodzi o utrzymywanie równowagi, o czym bohater filmu nie miał pojęcia.
Największą ironią losu było to, że on dał te 24 tysiące dolarów (o ile się nie pomyliłam) na tę organizację charytatywną zajmującą się walką z głodem - OXFAM, a sam umarł przez zagłodzenie właśnie!

Ponadto:
"Gdy w III klasie podstawówki skierowano go na program dla bardzo zdolnych uczniów, był niezadowolony do tego stopnia, że przekonywał dyrektora szkoły o błędnych wynikach swego testu. Miał żyłkę do interesów, talent muzyczny i sportowy, ale nie znosił, by ktoś mówił mu, co ma robić. Nerwowo reagował zwłaszcza na pouczenia rodziców, u których nie akceptował m.in. konsumpcyjnego stylu życia. Sugerowali mu, by zrobił dyplom i karierę, ale nie interesowało go ani jedno, ani drugie. Karierę uważał za poniżający wymysł XX w.".

Być może lenistwo skłoniło go do ucieczki. Nikogo nie słuchał, wolał zawsze stawiać na swoim - pycha również nie jest cnotą.
Mógł mieć problemy z psychiką - alienacja, brak normalnych i zdrowych kontaktów z płcią przeciwną.

Także uważam, że on nie był bohaterem, którego należałoby naśladować, tylko uczyć się na jego błędach. Ten film... szczególnie końcówka to raczej powinna być przestroga.

ocenił(a) film na 4
lilo61

Burzliwa dyskusja. Rzuciłam okiem i widzę, że większość z Was "masakruje" głównego bohatera (a raczej jego pierwowzór). Ja aż tak wiele pretensji do niego nie mam. Potrafię zrozumieć młodzieńczą potrzebę odkrywania siebie, młodzieńczą egzaltację, hura-optymizm, wiarę we własne siły, brawurę, nieumiejętność przewidywania konsekwencji, zafiksowanie na jakiejś idei, a nawet brak pokory.

Cytował Chris przy ognisku z hippisami H. Thoreau, mówił coś takiego: "Zamiast miłości, wiary, sławy, sprawiedliwości, daj mi Prawdę". Tego szukał, wewnętrznej Prawdy, to go pchało na Alaskę. Ja nie widzę w nim egoizmu. Widzę silną ideę, która go prowadziła. Silniejszą niż on sam, której musiał ulec. Szkoda bardzo, że się to tak skończyło, tym bardziej mi szkoda, że prawdziwy Christopher, ten którego widzieliśmy na ostatnim zdjęciu, wydał mi się kimś o niebo lepszym, niż ten filmowy bohater. Wiem, że to tylko jedna fotografia, ale zobaczyłam na niej kogoś znacznie dojrzalszego, doświadczonego, mądrzejszego, spokojniejszego, niż bohater filmu. Kogoś, kto być może dotknął tej wewnętrznej Prawdy, a przynajmniej otarł się o nią. Ostatnia fotografia dała mi więcej do myślenia niż cały film, który uważam za słaby.

Słaby, bo przewidywalny od strony muzycznej (dajmy piosenki, które pasują do drogi), nie zachwycał też od strony zdjęciowej, ani aktorskiej. Wypowiadane przez Chrisa teksty, które miały nas powalać głębią, były irytująco banalne. Oczekiwałam, że czas, który spędził w autobusie, w którym poznawał tą upragnioną dzicz, czyli też swoją "prawdziwą istotę", będzie czasem jego wewnętrznej przemiany - nic takiego nie zostało pokazane. Dowiedzieliśmy sie tylko, że chudł i musiał robić kolejne dziurki w pasku. Scena, gdy z atlasem roślin idzie na jagody, strasznie głupia. Przecież był tam już od dawna, żywił się więc roślinami. A tu nagle widzimy, że gdy już umiera z głodu, bierze książkę i próbuje się czegoś dowiedzieć o tym, co mu rośnie pod chatą. A to wielkie odkrycie tuż przed śmiercią, że szczęście jest prawdziwe, gdy możemy je z kimś dzielić, choć trudno sie do tego doczepić, też mi zabrzmiało płytko, jak jakieś facebookowe grafiki z podobnie ważkimi internetowymi mądrościami. No i tak jeszcze żeby się doczepić to wspomnę o tym pięknym, wielkim złotym zegarku, który pokazany był kilka razy. NIe ma to większego znaczenia, ale mnie irytowało, bo wyobrażam sobie, że gdy ktoś sie wybiera w taką podróż - w dzicz a jednocześnie w głąb siebie, to zegarek jest pierwszą rzeczą, której powinien się pozbyć.

Ostatnie zdjęcie daje mi jednak nadzieję, że prawdziwy Christopher był mądrzejszym i ciekawszym człowiekiem niż ten pokazany w filmie. Myślę, że przez tą fotografię próbowano znaleźć aktora fizycznie podobnego do niego i dlatego ten chłopak dostał rolę. Uważam, że nie poradził sobie z nią.

ocenił(a) film na 9
na_pohybel

W 100% zgadzam się z Twoim postem. Postać w filmie to całkowicie inny człowiek niż ten, którego poznajemy chociażby czytając książkę. O wiele dojrzalszy i pełny swoich idei. Bardzo się cieszę, że ktoś podziela to zdanie :) Chociaż ja, jako dość prymitywny widz, bardzo pozytywnie przyjąłem film, to rzeczywiście zauważyłem różnice pomiędzy filmem a prawdziwą postacią Chrisa. Te wszystkie poślizgi w filmie, jak właśnie ukazanie go jako chłystka, który łapie za atlas roślin dopiero, gdy ma umrzeć z głodu, czy praktycznie zastąpienie jego filozofii życiowej problemami z rodzicami i przedstawienie tych drugich jako motor całej wyprawy strasznie spłyca postać.

Po mimo wszystko, jak już wspominałem, jako prymitywny widz, bardzo polecam film bo wśród tego wszystkiego co dziś można zobaczyć w TV i w kinach, dla mnie to nadal jeden z lepszych filmów, jakie można zobaczyć :) Myślę, że zgodziłabyś się ze mną pod tym kątem: że jeżeli podzielić by całą kinematografię świata na, powiedzmy, pięć równych części to takie filmy jak ten nadal plasowałyby gdzieś w pierwszej randze, ze względu na ilość chały, którą dziś dostajemy. W końcu nadal po mimo formy, która może niektórym się nie podobać, porusza bardzo ciekawą kwestię :)

Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 4
drzymalsw

No już tak nie pisz, że jesteś prymitywny widz :) Rozumiem, że ten film może się podobać, bo mówi o tęsknotach, pasjach, odwadze, a nawet brawurze, o bezkompromisowości. Tylko takim ludziom może się udać coś wielkiego. A że czasem się nie udaje, to nie znaczy, że nie warto próbować. Film mógłby być lepszy, ale gdy się kończy i pokazują fotografię tej rzeczywistej postaci, to się już robi lepszy. Daje nadzieję, że ta historia nie była taka głupia, jak ją przedstawiono.

na_pohybel

Bardzo madry wpis, kogos kto wykazuje sie troche wieksza inteligencja niz autor tego tematu i zrozumial po 3 godzinach ogladania o czym jest film, ten konkretny film, a nie jakies swoje prywatne urojenia.
Trzeba po prostu zrozumiec ze dla Chrisa takie 'techniczne' rzeczy jak dokladne przygotowanie sie do podrozy klocilo sie to z samą ideą: przeciez tu nie chodzilo o uporzadkowaną niczym cywilizacja eskapadę, przecież on sie wlasnie od tego chcial oderwac. Przygotowanie techniczne Chris potraktowal bardzo po macoszemu bo nie o to mu chodzilo. A tutaj nasi inteligentni inaczej dyskutanci w calym tym watku wymienili juz wszelkie dżipy, motolotnie, helikoptery, mapy topograficzne, sejsmografy, etc w ktore glowny bohater powinien sie wyposazyc...Udowadniajac w ten sposob, ze po 3 godzinach ogladania filmu dalej nie sa wystarczajaco bystrzy aby zajarzyc jego ideę.

Co do wzmianki o wiekszej doroslosci- hmmm... troche tak jest, ale pamietaj, ze to ze ktos ma dojrzalszy zarost czy dojrzalej wyglada to tez jednak glownie genetyka a nie jakas 'madrosc'.
Chyba ze chodzi Ci tylko o spojrzenie. Moim zdaniem Chris byl z natury humanistą, typowym humanista dalekim od myslenia liniowego, scislego i to go tez troche zgubilo, wiadomo jacy sa humanisci z natury. Bardziej porywczy od scislowcow

użytkownik usunięty
lilo61

Boże jakie piękne, już myślałem, że tylko ja nie dałem nabrać cię na tę durną opowiastkę ;)

ocenił(a) film na 7
lilo61

Kapitalna recenzja. Też uważam, że film jest ogólnie zmontowany całkiem dobrze (i stąd głównie ocena 7).
Nie znałem wcześniej historii tego człowieka, co więcej- nie wiedziałem w ogóle, że to film na faktach.
Do końca myślałem, że facet się odpowiednio przygotuje do życia do tej Alaski. Sam lubię zimę i zimowe scenerie więc mnie temat bardzo zaciekawił, ale to w jaki sposób on podszedł do swojej "wyprawy życia" jest godne pożałowania. I Szkoda słów by mówić więcej.

ocenił(a) film na 7
lilo61

Wprawdzie filmu jeszcze nie oglądałem, ale twoje niektóre zdania wprawiają w osłupienie, żeby nie powiedzieć w zażenowanie.
Może koleś zamierzał po prostu raz w życiu zrobić coś samemu - czyli zejść z tego świata, a że zrobiła się z tego ładna otoczka? Cóż? Nieraz tak bywa. Może to było wydłużone samobójstwo daleko od znanych ludzi? Nikt mu nie patrzył w oczy i nie mówił, że taki mądry, a jednocześnie taki głupi.
A po wtóre - to że koleś podejmował z naszego punktu widzenia głupie decyzje nie oznacza, że film jest do bani. Film o głupkach nie jest głupim tworem.

ocenił(a) film na 7
wojciech84

Film obejrzałem, ale swojej poprzedniej wypowiedzi nie zmienię. Film dobry, zwłaszcza zdjęcia i muzyka, ale podejście kolesia do życia było irytujące i mało inteligentne jak na niby wykształconego człowieka.

wojciech84

Dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Jak już wcześniej powtarzałem - nie mam nic przeciwko FILMOWI - odebrałem go pozytywnie chyba pod każdym względem. Od takiej opinii zacząłem swoją wypowiedź u góry.
Moja krytyka odnosi się TYLKO do postawy postaci - pierwowzoru głównego bohatera, który po śmierci stał się ikoną dla dużej części czytelników, widzów i wreszcie "moli" internetowych. Stał się nawet WZOREM GODNYM NAŚLADOWANIA (!) i to nie tylko w sferze ideologicznej. Szczerze mówiąc nie chce mi się już tego komentować, ani dyskutować.
Wątek założyłem ponad półtora roku temu - wtedy dominowały (nie tylko na tym forum) wypowiedzi entuzjastycznie popierające wybory podjęte przez Crisa McCandlessa, wychwalające jego "odwagę przeciwstawienia się współczesnemu światu" itd, itp, oraz niemal wynoszące go na ołtarze. Nie śledzę na bieżąco wahań opinii czy ocen w tym temacie. Moje zdanie się nie zmieniło.
Myślę, że jedyne, co mogę po raz kolejny powtórzyć to fakt, że nigdzie nie zetknąłem się w cytatach z McCandlessa, ani w cytowanych w różnych publikacjach wspomnieniach jego przyjaciół, ludzi napotkanych na trasie wędrówki, w opisach, czy recenzjach, aby ten młody człowiek kiedykolwiek, komukolwiek, choćby tylko sugerował, że jego wybór/ wyprawa miały być formą OSTATECZNEGO zerwania/rozstania ze światem. Wręcz przeciwnie - podkreślał wielokrotnie, że wybiera się, aby ŻYĆ po swojemu, zgodnie z tym, co uważał za naturalne. Że jest dorosły, wykształcony, rozsądny - i wie co robi. Taka była jego samoświadomość i samoocena. Jego zapiski i ostatnia wiadomość - wołanie i pomoc - zostawiona na szybie busa - świadczą absolutnie przeciwko chęci zakończenia życia w tamtych okolicznościach, miejscu i czasie. Wręcz przeciwnie - chciał swoją wyprawę zakończyć i wrócić - ale nie wiedział, nie miał pojęcia JAK, chociaż było to proste, a wreszcie już nie miał sił. Smutna prawda i smutmy koniec. Pozdrawiam :)

lilo61

przeczytałam całe dwie strony tej dyskusji i muszę się zgodzić z lilo61, gdyż po obejrzeniu filmu miałam dokładnie takie same spostrzeżenia. Ująłeś w słowach to, co sama miałam na myśli i przy okazji dowiedziałam się kilku interesujących faktów z jego życia. Dzięki.

ocenił(a) film na 6
Eryniae

Zdecydowanie i ja zgodzę się z opinią lilo61 na temat głównego bohatera.
Czy nie jest też dobitne zdanie, które zapisał między wierszami w książce "prawdziwe szczęscie jest gdy się je dzieli" lub coś bardzo podobnie brzmiącego.
Dla mnie stwierdzenie to zmienia cały odbiór filmu tzn. że jednak nie do końca czuł się szczęśliwy, spełniony w tej swojej głuszy.

lilo61

Zgadzam się z tą opinią. Bardzo dużo pozytywnych recenzji skłoniło mnie do obejrzenia tego filmu. Miał być o poszukiwaniu drogi życiowej, szczęścia, sensu, a zobaczyłam niedojrzałego chłopaczka, który sam skazał się na śmierć.

Główny bohater miał zwykłe problemy z tożsamością, prawda która wyszła na jaw w związku z jego rodzicami jeszcze bardziej go tej tożsamości pozbawiła. Nie wiedział czego chce od życia, czym jest szczęście i jak do niego zmierzać. I zamiast problemy rozwiązać w bardziej cywilizowany sposób wyruszył w podróż, co jeszcze jestem w stanie zrozumieć. Nie rozumiem natomiast jak można i w jakim celu aż tak ranić swoją rodzinę oraz po co obierać sobie za cel Alaskę, nie mając pojęcia o survivalu.
Największym paradoksem tego filmu jest wielka i głęboka prawda jaką odkrył już umierając. Że do szczęścia potrzebni są inni ludzie. No naprawdę, czy żeby to odkryć trzeba utknąć w dziczy, wcześniej raniąc i zostawiając wszystkich innych ludzi? Absolutnie nie pokazuje to moim zdaniem żadnej filozofii tylko zwykłą głupotę.


lilo61

Jestem świeżo po seansie. Film bardzo dobrze zrobiony. Muzyka świetna, obrazy rewelacyjne, historia prawdziwa, lecz prawdziwie naiwna. Antybohater. Marzenia są piękne, marzenia pozwalają żyć tu i teraz. Uskrzydlone myśli przed snem, nie raz pozwoliły mi odpłynąć w miejsca niedostępne dla ciała. Ale ukazane w tym filmie ideały są mi obce. Według mnie, Aleksander jest dużym dzieckiem, który nieświadomie dąży do samozagłady. Z jednej strony, pragnie dzikości, powrotu do natury. Chce żyć po swojemu z dala od cywilizacji, chce być królem życia. Ale z drugiej strony, wskakuje do pociągu, zatrudnia się w Burger Kingu, zarabia pieniądze, korzysta z usług pocztowych... Wygląda na to, że chce być nagi i ubrany zarazem. A te wszystkie zachwyty nad postawą Aleksandra? Od razu przywodzą mi na myśl naszą polską fascynację Ryszardem Riedlem. Fascynację, której nigdy nie mogłam zrozumieć. Dla mnie wolność nie jest ucieczką. Ani na Alaskę, a ani w alkohol. Aleksandra i Ryśka łączy egoizm i infantylność. Ale tłumy to kochają.

lilo61

Bełkot. Tą autentyczną historię albo się odbiera sercem, albo pisze marne recenzje.

perun_6

Im bardziej autentyczna historia - tym bardziej przy ocenie warto zachować otwarty, chłodny umysł.
Nie da się życia odbierać jadąc na emocjach z wyłączonym mózgiem, bo to się zawsze kiepsko kończy:(
"Marne recenzje"? - Nie spodobało Ci się to, że napisałem, że film jest świetnie nakręcony, czy coś jeszcze?
A może "Bełkot" to tytuł Twojej wypowiedzi?
Albo się potrafi czytać ze zrozumieniem, albo się nie potrafi.

lilo61

O ile idea podróży po całych stanach bardzo mi się podobała (może poza spływem rzeką Kolorado, cud że pierwowzór głównego bohatera wtedy nie zginął), to już samotna wyprawa na Alaskę będąc kompletnym laikiem w temacie przetrwania jest czystą głupotą. Przeciętny człowiek nie potrafiłby nawet rozpalić ogniska za pomocą samych zapałek i drewna z lasu, to nie jest grill gdzie wrzuca się węgiel, podpałkę i wszystko w porządku. Nie wspominając już o zapewnieniu sobie pożywienia, ochrony przed dzikimi zwierzętami i pilnowaniu żeby ogrzać własny tyłek.

ocenił(a) film na 6
lilo61

Jesteś chyba w mojej glowie !!!! znam historie tego chlopaka z filmu dokumentalnego i właśnie zastanawiam sie nad oglądnięciem tego filmu . I chyba sobie odpuszczę . zgadzam się z tobą w 100%

lilo61

Moje refleksje po filmie i dyskusji:

- nawet ( a może szczególnie) w nagłuchszej dziczy powinny być jakieś dyżurne punkty psychiatryczne.. (trochę żart...ale jednak...)
- zastanawiam się czy na braku przygotowania do życia w dziczy nie polegał cały sens wg Chrisa; może o to mu chodziło - żeby zjawić się tam tak jak Pan Bóg go stworzył, poczuć żywioły i od zera uczyć się na nie reagować, może to właśnie chciał poczuć, może uważał, że jak zastosuje profilaktykę to nie odczuje żywiołów takimi jakimi są i nie pozna wówczas swoich atawistycznych reakcji na nie
- myślę, że chciał się sprawdzić, udowodnić sobie, że potrafi zrobić coś sam, żyć sam, być sam (bo tak bardzo w to nie wierzył?)
- no i pytanie wciąż dla mnie otwarte: chciał poznać prawdę czy uciekał od prawdy? co było prawdą? moja interpretacja na dziś: być może prawdą było to, że czuł ogromną zależność od innych i właśnie temu chciał zaprzeczyć, żył w zaprzeczeniu, chciał uzyskać iluzję niezależności bo tak bardzo nie chciał się przed sobą, że jest zależny
- świadome nie odzywanie się do rodziny i nie dawanie znaku życia jest wg mnie niezwykle ważnym argumentem przemawiającym za tym, że uciekał
- i wiele innych...kurczę, taki w sumie trochę tendencyjny, pretensjonalny pseudomądry amerykański filmik a dawno mi tak film nie dał do myślenia, porusza (trochę kiczowato ale jednak) fundamentalne dylematy człowieka; samotność, wolność, samodzielność, zależność od innych...

ocenił(a) film na 6
lilo61

Dobra recenzja , zgadzam się z nia :)

lilo61

Oczywiście masz rację. Masz rację, z którą się zgadzam, której jestem przychylny i którą podzielam...
Problem polega na tym, że jest to racja częściowa. Racja subiektywna. Racja wynikająca z jednostronnego spojrzenia na świat. Racja obarczona kulturowo, obarczona własnymi przeżyciami. Przeżyciami jakże podobnymi od moich.
Sęk w tym, że racja zawsze leży po środku. Racja to umiejętność skonfrontowania różnych punktów widzenia, a mądrość to umiejętność wyciągania z nich odpowiednich wniosków. Odpowiednich, czyli wspierających. Takich które rozwijają, skłaniają do refleksji. Skłaniają do zastanowienia się, do pójścia wprzód. Zastanowienia nad sobą, nad swoim życiem, nad życiem innych. Zastanowienia się i wprowadzenia zmian. Zmian prowadzących do rozwoju. Zmian na lepsze.
Oczywiście, że masz rację co do merytoryki i nawet nie chce mi się z Tobą polemizować. Problem polega na jednostronnym spojrzeniu. Na uznaniu , że nasza racja jest najbardziej słuszna, prawidłowa i niepodzielna.
Klucz polega na tym żeby dostrzec głębszy problem. Problem oderwania od natury. Problem gigantycznych wymagań kulturowych. Obowiązek zostania człowiekiem sukcesu. Niezważającym na innych. Człowiekiem tak zabieganym i zapatrzonym przed siebie, który nie dostrzega uciekających lat. Problem presji. Presji środowiskowej. Wymuszającej na nas sukces. Sukces za wszelką cenę. Wszelkim kosztem. Zawsze. Wszędzie. Presję która nie dostrzega, że ma do czynienia z organiczną materią. Z człowiekiem. Człowiekiem który chciałby poczuć spokój. Wewnętrza jedność i spełnienie. Spełnienie dające satysfakcję, uśmiech i odprężenie. Poczucie świadomości, że nasze życie nie ucieka nam przez palce. Poczucie świadomości każdego dnia. Świadomości życia.....
Dalej nie chce mi się pisać :) ale chyba wyraziłem to co miałem na myśli. Pozostało tylko wyciągnąć z tego konstruktywne wnioski:)

ocenił(a) film na 6
lilo61

Zgadzam się w prawie całej rozciągłości. Tj. ogólnie filmu nie oceniłem źle, ponieważ jako rzemiosło wypada dobrze - dobry montaż, bardzo fajny soundtrack, niezłe aktorstwo... ale postać irytująca. Oczywiście ciężko mi stwierdzić na ile gość przedstawiony w filmie odzwierciedla prawdziwą postać - ale jeżeli był taki jak w filmie to ciężko byłoby mi go znieść. Był już dorosły, a często zachowywał się jak gimnazjalista. Zanim przejdę do sprawy całej Alaski może omówię jak ja widzę cały jego punkt widzenia na życie. Otóż rozumiem brak chęci na udział w wyścigu szczurów, postawieniu materializmu za cel życia. Ja też nie widzę świata jak gość z Wilka z Wall Street, nie potrzebne mi są super drogie samochody i pałace, choć rozumiem ludzi, którzy tego chcą. Nie znaczy to jednak, że jestem jakimś ascetą, rzeczy SĄ fajne, po prostu dla mnie w innym wymiarze. Może powiem o co chodzi na przykładzie - gdy rodzice chcą kupić bohaterowi filmu nowy samochód ten się oburza i mówi, że woli ten stary. Przez chwilę myślałem, że może ma podejście takie jak ja - przywiązywania się do rzeczy, sentymentalizm. Otóż ja też być może nie chciałbym nowego samochodu jeżeli przywiązałbym się do starego, dla mnie rzeczy mają wartość materialną ale najważniejsze są te z wartością sentymentalną właśnie np. samochód którym odbyło się przygodę, podarowana książka itp. Takich ludzi myślących jak ja myślę też jest sporo, Wilk z Wall Street za nic miał sentymenty, ale sporo ludzi ceni sobie pamiątki i rzeczy, które odegrały ważną rolę w ich życiu. Tymczasem gość z tego filmu po prostu ma wszystkie rzeczy gdzieś, ale co najgorsze jest strasznie arogancki. Uważa, że to jego podejście jest najlepsze, rodzice chcieli mu kupić nowy samochód, chcieli się o niego zatroszczyć bo stary był w kiepskim stanie(tu właśnie różnica między np. mną a nim ja bym dbał o taki samochód jak o skarb), a ten do nich z ryjem jakby zabili mu kota. Mógł grzecznie odmówić, ale awanturuje się o to, że O WY STARZY GUPI TYLKO KASA WAM W GŁOWIE, nie potrafi zrozumieć innych.
A teraz sprawa całej Alaski. Otóż powiem szczerze - gdyby taki młody typ z miasta przygotował się, przeżył powiedzmy 10-20 lat w głuszy, wyszedł i napisał książkę a potem by to zekranizowali to byłbym w podziwie. No, no niezły wyczyn. Ale tymczasem gościu po prostu odniósł epicką porażkę, wybrał się na tę Alaskę i błyskawicznie zginął. Nie rozumiem zbytnio np tych różnych himalaistów co się wspinają na góry, ale nie odmawiam im odwagi, profesjonalizmu i sukcesu gdy zrobią to co zaplanowali. Nie jestem też arogancki by każdemu próbować wykrzyczeć, że zamiast np. zarabiać kasę albo wspinać się na Mount Everest lepszą metodą na spędzenie czasu jest czytanie książki z kubkiem kawy w dłoni i kotem na kolanach.

lilo61

szkoda mi rodzine I chlopaka. wszyscy go osadzaja. to nie jest postac fikcyjna! wiele bledow robimy w tym wieku.mysle, ze film sam w sobie niesie to przeslanie, wytykanie co moglby zrobic jest niedorzeczne.

użytkownik usunięty
lilo61

Jak na moje to wyczerpałeś temat dyskusji o tym filmie. To jeden z moich ulubionych tytułów, najprzyjemniejszych w odbiorze, ale nie sposób się nie zgodzić. Szczególnie z wiekiem.

lilo61

Dlaczego ten człowiek Cię zdenerwował?

Może żył jak idiota i umarł jak idiota, ale zrobił to na własny rachunek. Jeśli uciekł, to właśnie po to, żeby ludzie tacy jak Ty nie wpisali go od nowa w świat, który mu nie odpowiadał, stosując wobec niego normy tego świata.
Nie chciał i nie mógł przewidzieć rozgłosu. Nie skrzywdził Ciebie ani innych ludzi, a rodzinę się zawsze krzywdzi i mniej istotnymi decyzjami, za każdym razem, kiedy coś ma na tyle duże znaczenie, że można wziąć ich zdania pod uwagę.

To właściwie on Cię zdenerwował, czy ludzie, którzy uważają go za bohatera?

lilo61

Idealnie ujęte! Cieszę się, że więcej osób zauważa bezsensowność głównego bohatera. Ot, rozpieszczony dzieciak z wyimaginowanymi problemami, nieumiejący trzeźwo patrzeć na świat. Sam siebie wpędził do grobu swoim nieprzygotowaniem, głupotą i nieumiejętnością realistycznej oceny sytuacji.
Przerost formy nad treścią.
Moim zdaniem film byłby dobrym "otrzeźwiaczem" rozpuszczonych dzieci, niestety nie każdy widzi jego banalność.

ocenił(a) film na 8
lilo61

Nienawiść do świata, do rodziców, bycie oszukanym, niechęć życia w iluzji, kłamstwie i sztuczności, tylko w prawdzie oraz silne pragnienie i marzenie - to wszystko zadecydowało o wyruszeniu Chrisa na Alaskę.

ocenił(a) film na 9
lilo61

Cóż, podobnie jak Ty rzadko kiedy rozpisuję się i brnę w dyskusje, ale akurat jestem tym drugim rodzajem odbiorcy tego filmu (jak i książki) i jestem raczej po stronie Chrisa w całej jego historii. Myślę, że Twoja negatywna opinia ma korzenie przede wszystkim w zupełnie innym podejściu do życia i zwyczajnym braku zrozumienia dla jego odmiennej hierarchii wartości i chęci prowadzenia całkiem innego żywota niż te znane większości cywilizowanych ludzi, a także w słabej znajomości samej historii Christophera. Jeżeli rzeczywiście tylko zobaczyłeś film i doszedłeś do takich wniosków, to zakładam, że nie poświęciłeś ani chwili książce, aby lepiej poznać motywację i podejście do życia bohatera :) Mam rację? Pewnie mam. I chciałbym, jako osoba, która przeczytała książkę, zauważyć pewne typowo Hollywoodzkie zagrywki obecne w filmie, które po obejrzeniu całego obrazu przez nieco bardziej dojrzałego widza, mogą psuć wizję bohatera, sugerując, że był lekkomyślny lub głupi.
Przede wszystkim film strasznie mocno nakreśla konflikt z rodzicami i sugeruje widzowi, że cała ta ucieczka to jeden wielki foch z przytupem niedojrzałego faceta. I jest to błąd reżysera (wg mnie). Bo jak lepiej poznamy bohatera, to dowiemy się, że ten konflikt jeszcze w trakcie podróży przestał mieć jakiekolwiek znaczenie i Chris bardzo szybko wewnętrznie pogodził się z historią towarzyszącą tajemnicy jego ojca i innych sprawach jego doczesnego życia. Przestało to mieć dla niego znaczenie, a pogoń za dziczą była o wiele bardziej zakorzeniona w jego duszy niż w problemach związanych z dotychczasowym życiem i rodziną. Tak samo na szybko rzucając innym przykładem: piszesz, że chłopak nigdy wcześniej nie podjął się żadnej samotnej eskapady, mając takie marzenia o wielkiej podróży. No i tutaj się mylisz i jest to też kolejny element, którego nie opisuje film a doskonale radzi sobie z tym książka, chłopak podróżował wcześniej przy każdej okazji, jaka mu się nadarzała. Jego Datsun właściwie 80% swojego przebiegu zawdzięczał jego wyjazdom w różne ciekawe miejsca :)
Film nadal jest kierowany do odbiorców, o których wspominałeś i musiał być pod pewnymi względami nagięty w taki sposób, aby przestrzeń publiczna odebrała go w sposób, który usatysfakcjonuje większość odbiorców. Jednak prawdziwa postać Chrisa w moim mniemaniu ma o wiele więcej do powiedzenia i książka "Into the wild" świetną argumentacją i obiektywnością potrafi się wybronić przed takimi zarzutami, jakie tu rzuca większość forumowiczów :)

Wiem też, że jest taka mała grupa odbiorców tego filmu jak i książki, która uwielbia zarówno podróże jak i wszelkiego rodzaju aktywności wiążące się z wyrwaniem się z rutyny i życia w dziczy, etc. ale nie potrafi pojąć postaci Christophera, ponieważ dopuszczał możliwość śmierci w dziczy i charakterystyczną cechą wypowiedzi tych ludzi jest rzucanie ogromną ilością jadu w jego postać. Pytanie: dlaczego? Jeżeli dobrze przyjrzymy się jego postaci to był on wspaniałym człowiekiem, jeżeli chodzi o kontakty między ludźmi których napotkał i zostawiał na każdym takie piętno dobroci, które chodziło za ludźmi przez wiele lat po pożegnaniu się z Chrisem. Stąd moje pytanie, czy przy całej jego założonej przez takiego odbiorcę lekkomyślności, należy rzucać taką ilością tego przysłowiowego "jadu" dlatego, że nie podołał swojej podróży, zapominając o tym, jak dobrym był człowiekiem i że takich jak on należy szukać ze świecą? Nagle wszyscy zapominamy, jak czystą dobrocią się cechował i rzucamy fale kwasu w jego kierunku. Nawet człowiek, który nie rozumie jego poglądów powinien się ugryźć w język i docenić to, że w przeciwieństwie do większości tych stereotypowych buntowników, których przedstawia się nam w filmach dla gimnazjalistów, jego postać była w gruncie rzeczy po prostu dobra. Tak myślę :)

Chciałbym dodać, że szanuję Twoje podejście, bo domyślam się, że kierują Tobą całkowicie odmienne wartości w życiu i całkowicie to rozumiem, bo ciężko byłoby mi zrozumieć z Twojego punktu widzenia motywacje takiego człowieka jak Chris. Natomiast ja sam wykazuję pełne zrozumienie dla niego we wszystkich wyzwaniach, których się podjął w swoim, niestety, krótkim życiu :)
Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 9
drzymalsw

@edit Po wszystkim chciałbym dodać, że przeczytałem jeden komentarz, z którym w 100% się zgodzę, a napisała go osoba, która oceniła film na 4/10 i generalnie produkcja jej się nie podobała. "na_pohybel" pisze, że chciałaby zauważyć, że postać w filmie różni się całkowicie od postaci prawdziwego Christophera McCandlessa i nawet zdjęcie, które zobaczyła na koniec filmu pokazuje, jak różne osoby poznajemy chociażby oglądając film, a czytając książkę. Powtórzę, że CAŁKOWICIE zgadzam się z wypowiedzią tego użytkownika. Wydaje mi się, że po prostu osoby, które nie czytały książki, a zobaczyły tylko film i odniosły takie właśnie wrażenie, stąd mogą mieć takie zdanie o samej osobie Chrisa.

ocenił(a) film na 10
lilo61

Jako osoba z pewnym życiowym doświadczeniem napiszę, że nie rozumiem całej tej dyskusji. Nie rozumiem po prostu tego czemu ludzie tak usilnie chcą, żeby ktoś kto jest tematem filmu/książki był pozbawiony młodzieńczej głupoty, inteligentny, do bólu altruistyczny czy nieomylny. Dlaczego komuś przeszkadza to, że ludzie mają słabości? Mają je, mają swoje często bolesne doświadczenia (przy filmie współpracowała rodzina, więc ten wątek jest ledwo zaznaczony), mają swoje głupie lub szalone idee, które czasem brutalnie sprawdza życie. To jest taki film i taki człowiek. Nie uważam, żeby był z niego robiony wzór, choć pewno niejeden młody człowiek zrozumie to opacznie. Człowiek też ewoluuje, to, że on nie liczył się z bólem rodziny to zapewne forma buntu, może nawet zemsty. Palenie pieniędzy to manifestacja: daliście mi coś bezwartościowego (pieniądze) zamiast swojego czasu i uczuć. Jasne, że można było inaczej, mądrzej, dojrzalej, ale to jest film biograficzny. Oglądając taki film trzeba się liczyć z tym, że bohater nie spełni naszych oczekiwań, czasem wręcz wkurzy: "czemu to zrobił?", bo w życiu tak jest, że ludzie robią rzeczy do końca niezrozumiałe, potrafią zaślepić się w jakiejś idei, czasem sami patrzymy na swoje życie kiedyś i mówimy sobie "czemu byłem taki niedojrzały? co mi strzeliło do głowy?". Chcielibyśmy cofnąć się w czasie i wrzasnąć na siebie, tak jak się ma ochotę wrzasnąć na bohatera tego filmu "już dosyć." Ale w życiu czasem nie ma "drugich szans". I w tym życie rodziców przypomina życie syna. I on i oni w obliczu nieodwracalnego uświadamiają sobie, że znają już właściwą drogę, ale nic już nie mogą zmienić. Dla mnie to smutny film, ale też uniwersalny w pewnych ludzkich pragnieniach i błędach. Może tylko jeśli ogląda się go mając tyle lat co bohater pojawia się skrajna reakcja albo zachwyt "ideą" albo krytyka postępowania (jeśli oglądający mocno stąpa po ziemi, jest mimo wieku trochę dojrzalszy niż bohater). Dopiero z czasem przychodzi refleksja, żeby pewne żeczy przyjąć i wyciągnąć z nich swoje refleksje, a nie walczyć z ideami lub o idee. Tak myślę.

lilo61

Zdecydowanie się zgadzam z Twoją opinią o bohaterze. Ja personalnie odebrałam jego postać jako przestrogę przed szaleńczym porzucaniem rzeczy a przede wszystkim ludzi. Natomiast sam film uważam za bardzo dobry.

ocenił(a) film na 4
lilo61

O stary, lepiej bym tego nie ujął. Idealne podsumowanie postępowań tego idioty.

ocenił(a) film na 7
lilo61

Popieram Twój odbiór głównego bohatera w całej rozciągłości. Pamiętam, że po seansie byłem bardzo zirytowany, że taki skończony kretyn dorobił się filmu na swój temat i rzeszy miłośników.

użytkownik usunięty
lilo61

"to tylko prywatna wyższa szkoła metodystów, ale w USA to i tak dla 99% Himalaje wiedzy" nie pisz nic więcej o nauce w USA bo nie masz o tym pojęcia

ocenił(a) film na 6
lilo61

Najprawdopodobniej Chris bylcchory psychicznie. Czasami najprostsze diagnozy sa najwlasciwsze, a ta pasuje do niego idealnie.

ocenił(a) film na 6
lilo61

Zupełnie się z Toba nie zgodzę. Główny bohater zdał sobie sprawę na koniec swojej egzystencji, że to co pozornie miało dawac mu szczęście, tak na prawdę go nie daje. cytuje " Szczęśliwy jesteś wtedy, kiedy tym szczęściem się dzielisz". Odszedł sam, nieszczęśliwy i samotny.

ocenił(a) film na 7
lilo61

Chciałbym dorzucić swoje trzy grosze do Twojej wypowiedzi.
Po pierwsze, szukasz przykładów takiego, jak główny bohater, zachowania daleko, kiedy są one w zasięgu ręki. Choćby młody człowiek, który marzy, żeby zostać kierowcą rajdowym, więc bez przygotowania wsiada do auta i leci 160km/h przez las. Zakończenie nie jest trudne do przewidzenia.
Po drugie, tak bardzo chciał uciec od osiągnięć cywilizacji, że zabrał cały plecak szpargałów i zamieszkał w starym autobusie. Dlaczego nie zbudował szałasu? A broń? Łuk by nie wystarczył? Przecież chciał się oczyścić duszę z chęci posiadania rzeczy doczesnych...
Po trzecie, pisał w pamiętniczku, że chce się wyleczyć z cywilizacji, uwolnić głowę. Nie zauważył, że jego całą wędrówkę napędzało ego, był egoistyczny i miał w dupie ludzi mu życzliwych. Był tym, przed czym uciekał. Taki tam paradoks...

ocenił(a) film na 7
lilo61

Bardzo ciekawe spojrzenie - świetnie piszesz i mądrze!

Ale Twoje spojrzenie i Twoja ocena - to ocena realisty - nie romantyka:).

Na pewno czytałeś "Cierpienia młodego Wertera" Goethego. Kiedy oglądałam ten film - skojarzenie i nawiązanie wydawało mi się oczywiste.

Po pierwsze, było w bohaterze coś co nazywa się "ból istnienia" - niedostosowanie, wyobcowanie, przeżywanie za bardzo tego, co wielu ludziom wydaje się zwykłe, cierpienie i tęsknota za czymś, czego się pragnie, ale za tym, co nie istnieje.

Po drugie, nie sądzę, że ktokolwiek jest w stanie pomóc takim osobom - bo one pędzą do samozagłady - od Ikara, przez Wertera, itd. I los i koniec zawsze jest jeden. I jest to to samobójstwo.

Po trzecie, ja odczuwam smutek, że bohater nie przeżył swojego życia. Odczuwam smutek, że w porę nie zrozumiał jak cenne jest życie.

ocenił(a) film na 4
lilo61

Podpisuję się pod każdym wyrazem :)
Najbardziej wku....jący bohater filmowy ever! Miałam ochotę pacnąć go w ten głupi łeb.

lilo61

On się w społeczeństwie nie odnajdował, nie odnajdował się w konsumpcjoniźmie i maskami, jakie wszyscy ludzie wokół niego nosili. Uważał, że nowy samochód to nie jest miernik bogactwa ani sukcesu. Myślę, że dzicz nie interesowała go aż tak bardzo niż po prostu samotność i oderwanie się od ludzi. Aczkolwiek w wielu momentach jednak żył między ludźmi podczas swojej podróży, więc trochę nie rozumiem. On chyba nie lubił swoich rodziców i ta ucieczka była w pewnym sensie karą dla nich - ale tu już przydałby mu się po prostu dobry psycholog.

Co do tego, że chciał odciąć się od ludzi, to wcale mu się nie dziwię, bo też tak mam przez 70% czasu. Z drugiej storny człowiek jest istotą społeczną i szybko zaczyna tęsknić za rozmową i zwykłym kontaktem z drugim człowiekiem, nawet za tym, aby widzieć go w zasięgu wzroku. Jego aż tak silna chęć samotności jest trochę dziwna, ale z drugiej storny wielu ludzi na świecie tak żyje (z wyboru, a nie musu) i nikt o nich filmu nie kręci.

lilo61

Czyli mówicie, że koleś tak sobie po prostu poszedł piechotą w najtrudniejsze rejony świata? No kur... ja rozumiem marzenia. Ale, żeby nawet nie kupić podstawowych rzeczy do przetrwania? Śmiech na sali. Po pobieżnym zapoznaniu się z tą personą śmiem twierdzić, że był po prostu chory psychicznie. Alpiniści czy inni eksploratorzy przygotowują się latami do wypraw mając wszystko dopięte na ostatni guzik a i tak czasem nie wracają a tutaj biedny chłopaczek poszedł sobie na spacerek? Hahahaha. Gdyby faktycznie był jakimś bezdomnym, którego świat zawiódł, którego nie stać na ekwipunek... może bym to zrozumiał. Można by do tego było przyczepić wtedy jakąś tam filozofię. Ale takie o... widzimisię? Bo mi jest źle? :D hahahahaha :D

ocenił(a) film na 10
lilo61

Podobno tej przeprawy tam nie było tak wynika z relacji świadków którzy mieli okazję tam być.I jednak Chris miał jakieś tam pojęcie o dziczy bo przecież przeżył tam ponad sto dni ale jednak jego niemądrych postępowań nie usprawiedliwia nic można wręcz powiedzieć że w pewnym sensie popełnił samobójstwo a społeczeństwo od którego uciekał chciało mu pomóc w "ucieczce w dzicz" niemniej jednak to była jego decyzja i nie mi tą decyzje oceniać ale jak dla mnie sam film to rewelacja i skłania do refleksji nad sobą a soundtrack jest równie niesamowity <3

ocenił(a) film na 9
lilo61

Jedną połowę recenzji trujesz o braku przygotowania McCandlessa do survivalu, a drugą racjonalizujesz i utożsamiasz się z postępowaniami małych ludzi pokroju księgowego Sardeli (w tym swoją).

Ten film nie jest o survivalu.

Mi tu przychodzi na myśl bardziej Konrad z Dziadów niż Twój przygłupi księgowy Pan Sardela.

Film o wybitnej, acz rozdartej jednostce przedstawiłeś w swojej recenzji jako historia racjonalizująca Twoje smutne życie, podpierając się historią o Sardeli.


Istnieją wybitne jednostki, obdarzone o wiele wyższym poziomem wrażliwości i inteligencji, niż przeciętny człowiek, różniące się od tych niezadających pytań, żyjących i myślących według wpojonych schematów.
Takim ludziom nie wystarcza do szczęścia pociecha z udziału w konsumpcyjnym wyścigu szczurów, którego najszczęśliwszym z możliwych zakończeń, według Ciebie, jest dotrwanie do emerytury.

Jesteś typem kalkulującego szaraczka, jednak być może szczęśliwego w swoim małym świecie. Zabrałeś się za analizę charakteru, o którym nie masz bladego pojęcia. Zachwycasz się Panem Sardelą i tym jak mu dobrze na emeryturze bo jesteś już dziadkiem z obwisłym workiem i po części jest Ci to bliskie.
Nie potrafisz postawić się na miejscu wybitnego młodego człowieka, szukającego prawdziwego sensu w dzisiejszych, chorych czasach i to jest problem tej recenzji.
Jeśli tak dogłębnie analizujesz jego myślenie, weź pod uwagę, że być może McCandless wiedział o systemie emerytalnym więcej niż Ty i to było jednym z powodów, dla którego wyruszył w tę tragiczną podróż? Widać, że ani z Ciebie marzyciel ani gość z jajami, tylko kalkulujący zindoktrynowany , etatowiec po 50tce,

Ten film będzie tylko zyskiwał na wartości wraz z upływem czasu, wraz z postępującym rozwojem cywilizacyjnym i ze wzrostem ludzkiej świadomości .


Słaba recenzja bardzo dobrego filmu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones