Po obejrzeniu tego filmu zastanawiam się nad jego fenomenem. Co wpływa na tak pozytywną ocenę?
Muzyka? Trzeba przyznać, że jest dobra, ale nie została ona specjalnie skomponowana do tego filmu. Każdy więc może sobie wykorzystać The Knife czy Dalidę do swojego filmu, nie ma w tym nic oryginalnego.
Może fabuła? Przecież jest ona niemalże sztampowa, jedyną rzeczą wyróżniającą film jest to, że mamy też tutaj geja. Bohaterami są narcystyczni, egocentryczni ludzie pomiędzy którymi nie ma zupełnie chemii. Gra aktorów jest na bardzo niskim poziomie, dlatego też nie ma tutaj ani odrobinki romantyzmu, o którym inni użytkownicy wspominają. Zmarszczenie brwi, przygryzienie wargi czy spojrzenie w dal jest według mnie prostackim sposobem na oddanie stanu uczuć bohatera.
Może więc zdjęcia i gra kolorami? Widzimy przecież intensywność barw, biel ścian w pokoju Nicolasa wygląda jak biała koszula po praniu Vizirem, kontrasty pomiędzy strojami bohaterów a otoczeniem. Wyglądają one, według mnie, bardzo nierealistycznie, aczkolwiek przyjemnie dla oka.
Może więc te tricki reżyserskie? Trzęsąca się kamera, sugerująca realizm, niski budżet i "niszowość" filmu, czy zwalnianie tempa podczas wykonywania zwykłych czynności mają być przykładem na artyzm Dolana? Przepraszam, ale to chyba żart. Dla mnie to tanie efekciarstwo, które przy bardzo słabej fabule niczemu nie służy.
Moim skromnym zdaniem, lepiej byłoby, gdyby Dolan więcej czasu poświęcił fabule oraz bohaterom, aniżeli skupiał się tylko i wyłącznie na przekonywaniu widza o swoim talencie za pomocą obrazu. Wiem, że żyjemy w czasach kultury obrazkowej, ale co za dużo to niezdrowo.
Podsumowując, bardzo dziwię się entuzjastycznym ocenom na temat tego filmu. Jest on opakowany w ładny sposób, ale pusty w środku.
Czekam na konstruktywną dyskusję, nie taką z cyklu "jesteś za mało wrażliwy, aby zrozumieć ten film".
Wydaje mi się, że "Wyśnione miłości" są tym rodzajem kina, które trzeba po prostu "poczuć". I nie ma to nic wspólnego z tym, czy jesteś wrażliwy i czy film odpowiednio zrozumiałeś :).
Właściwie to, co uznajesz za poważną wadę tego filmu, ja odbieram jako główną siłę. Tak, fabuła jest prosta, wręcz banalna. Bohaterowie również mało skomplikowani. Skoro Dolan nie skupia się na tych elementach, pozostaje mu (oprócz strony wizualnej oczywiście) położyć nacisk na uczucia i zachowania. Nieistotne są tu ani okoliczności, ani pewne zdarzenia, ani osobowość bohaterów. Reżyser przedstawiłby uczucia tak samo, choćby czas, miejsce i osoby były zupełnie różne, od wykreowanych. Dolan przedstawia w ten sposób stan zakochania jako sam w sobie, wspólny wszystkim, a fabułę i bohaterów traktuje jako konieczne do zaprezentowania tych emocji tło.
Zresztą, dlaczego bohaterowie mieliby być inni? Momentami są spłyceni, egoistyczni, wręcz nieznośni, ale czy czasem ludzie nie są właśnie tacy? Cieszę się, że na ekranie, jak w życiu, wszyscy mają jakieś wady. A brak chemii? To często jedna z przyczyn nieszczęśliwych, jednostronnych miłości, które chyba można było też w filmie zauważyć :).
Jeśli zaś chodzi o zabawę kamerą, posłużę się tu jedną sceną: Marie i Francis idą na umówione z Nicolasem spotkanie. Idą w rytm "Bang Bang" Dalidy, kamera ujmuje ich w zwolnionym tempie. Przedstawia ich od stóp do głów, pokazuje ubiór, fryzury, makijaż. Widzimy jacy są piękni, piękni specjalnie na to jedno spotkanie. Po czym kamera pokazuje, już w normalnym tempie, Nicolasa, wyglądającego, po prostu, codziennie.
Dolan tymi sztuczkami nie chce nadrobić nieporadności w kwestii fabularnej, nie próbuje ociągnąć uwagi widza od błahości historii. Stan zakochania bohaterów pokazuje nie poprzez dialogi (najlepsi przyjaciele nie mogą nawet porozmawiać o tym ze sobą, ze względów wiadomych), lecz poprzez zmysłowy obraz i detale.
To ciekawe, że pozornie niezobowiązujący film okazuje się tak gorzki i prawdziwy.
PS: po seansie pierwsze co zrobiłam, to zapaliłam papierosa :)
To, co Dolan zaprezentował w tym filmie, to nie miłość. Radziłbym być ostrożniejszym w używaniu tego słowa w stosunku do bohaterów. Myślę, że wiele osób oglądających ten film myli pojęcia.
Oczywiście cieszę się, że w filmie bohaterowie mają wady. Chodziło mi bardziej o to, że Marie i Francis nie są ludzcy, są jedynie figurami przedstawiającymi wszystkie założenia Dolana, które dotyczą młodości. Z góry założył, jak oni mają wyglądać, jak się zachowywać, nie pozwolił im "żyć własnym życiem". Może to trochę dziwnie zabrzmiało, dlatego spróbuję posłużyć się przykładem. W filmie "Keith", który ostatnio zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, bohaterowie (także młodzi zakochani, którzy wykazują podobne wady jak Marie i Francis) są właśnie przedstawieni bardzo realistycznie, reagują na wydarzenia, ich stosunek do siebie czy świata wciąż się zmienia. Natomiast w "Wyśnionych miłościach" mi tego zabrakło. Bohaterowie są papierowi. są jedynie przykładem argumentującym tezę Dolana, dlatego też ten film nie jest dla mnie prawdziwy, ponieważ reżyser nagina fakty.
widać film ten można uwielbiać bądź wręcz przeciwnie. ja należę do tych drugich. mimo wszystko jednak nie rozumiem za to dostał znaczek "Filmweb poleca". :/
Dobry trafny komentarz.
Mimo wszystko ja oceniam ten film lepiej.
Po pierwsze ze względu na estetykę - od tej strony chyba nie możemy mu nic zarzucić.
Po drugie - zmusza do myślenia. To co dla całej masy będzie genialnym filmem o miłości, dla mnie jest ładnie pokazaną neurozą, obłudą, egoizmem i niedojrzałością młodych ludzi. I może jeszcze opowiastką o głupim zakochaniu. Każdy przez to kiedyś przechodził, nie każdy z tego wyrasta. Dlatego trochę mnie drażni wynoszenie bohaterów na piedestał - ale widać takie było założenie, tak się teraz postrzega miłość.
Postaci mają być papierowe, sztuczne, znajomości powierzchowne, a problemy błahe - być może tak się teraz żyje. Wczuj się :>
Wydaje mi się że postrzeganie tego filmu jako filmu opowiadającego o miłości jest błędne, jak dla mnie to raczej film mówiący o jednostronnym zauroczeniu, pokazuje jak niewiele ludziom potrzeba żeby wpaść w zaślepienie, jak powierzchowni potrafią być w swoich ocenach i jak analizujemy i wyolbrzymiamy każdy gest związany z obiektem naszych uczuć (tu mam na myśli głównie te wstawki z wypowiedziami różnych bohaterów). A postaci są płaskie i egocentryczne bo takie środowisko przedstawiają - młodych, zesnobowanych ludzi. To normalne, że reżyser ma wizję jak powinni wyglądać i zachowywać się bohaterowie jego filmu.
To nie jest kwestia wczuwania się, po prostu nie "kupuję" Dolana, tego filmu i otoczki, która wokół niego powstała.
Nie mylę pojęć, oczywiście, że nie jest to film o miłości. Ale jest jedna scena, w której bohaterka mówi fryzjerce, jak bardzo jest zakochana, że tak wcześnie spotkała swoją bratnią duszę, że nigdy nie poczuje znów podobnego uczucia. Ona definiuje swoje uczucia jako miłość. To nie Dolan spłyca, lecz bohaterowie, którzy właśnie w swej sztuczności są niespodziewanie ludzcy (choć przejaskrawieni). Reżyser nie pokazuje ideału, tego jak powinny wyglądać uczucia, tylko to, jakie one są, gdy nie jest się w pełni dojrzałym. Opowieściami o wzorcach miłości są komedie romantyczne, które nijak się mają do życia.