Byłem zachwycony "Zabiłem moją matkę", dlatego chętnie sięgnąłem po "Wyśnione miłości". Po samym tytule, który mnie bawił, wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie. I miałem rację. Świetna muzyka, rewelacyjna sytlizacja aktorów. Do kamery i obrazu również nie można się przyczepić. Dolan irytujący swoją zakłopotaną, narcystyczną mimiką, denna fabuła, na siłę dramatyczna i refleksyjna. Musiałem robić przerwy, nie mogłem obejrzeć całego na raz, w ogóle mnie nie wciągnął, nie zachwycił, może z wyjątkiem sceny domówkowej, gdzie tańczyli. Ckliwe stawianie kresek, gdy ktoś go odrzuci... Słabo.
straszny ;/ jeden z najgorszych filmów jakie ostatnio widziałam. podobnie jak kolega powyżej oglądałam go "na kilka razy" i cóż... niestety absolutnie mnie zawiódł.
Będę bronił tytułu, bo polskie "Wyśnione miłości" to jednak nie to samo, co oryginalne "Les amours imaginaires" (a nawiasem: tytuł angielski jest jeszcze gorszy...). Stawianie kresek też było nawet udanym motywem. Początkowo spodziewałem się, że chodzi raczej o zawody, kto zaliczył więcej osób, co sprawiało, że walka o Nicolasa traktowałem jako jakąś seks-rywalizację.
Natomiast rzeczywiście: fabuły właściwie nie ma, a Xavier Dolan nadal zupełnie nie umie grać (i wątpię, żeby kiedykolwiek się nauczył). Gdybym się w dobre dialogi, dobra muzyka, ciekawa operatorka i sprawne cytowanie filmowej klasyki, pewnie bym był niezadowolony.
Na początku przewijałam tysiąc razy do samego końca, potem obejrzałam cały, ze związanymi rękami, które przyczepiłam do kaloryfera. Zmusiłam się, żeby móc obiektywnie ocenić, ale nie umiem. W ogóle, kompletnie nic mi się nie podobało. Xavier Dolan jest sztuczny, zbyt ckliwy, jego aktorzy są zbyt idealni, bez żadnej skazy. Tak jakby Xavier chciał przenieść małomiejskie widowisko, w wielkomiejskie kino hollywood (które jest, jakie jest). Absolutnie do bani film, nie polecam nikomu.
Racja, pusty film. Bo nie oszukujmy się: główny wątek - dwóch przyjaciół, ona i on, zakochują się w kolesiu. On ich nie chce. Koniec. Gdyby jeszcze była tam jakaś wielka miłość przedstawiona... A tu tylko zwykłe podobanie się, niespełnione pożądanie, całość w ładnym opakowaniu, wymuskane (widać w tym że film robiła osoba homoseksualna). Nie rozumiem tak wysokiej średniej, ludzie chyba bardziej zwracają uwagę na zdjęcia niż fabułę, która jest tu słaba. Odnoszę wrażenie, że priorytetem reżysera jest pokazywanie w filmach miłości w wersji homo w ładnym opakowaniu, ale oglądałem tylko 2 filmy, może z czasem obejrzę resztę by to zweryfikować.
Identyczne odczucia co do obydwu filmów. W "Zabiłem moją matkę" ta cała Dolanowska pretensjonalność miałą jakiś sens i odwzierciedlenie w fabule. Ale kiedy w jego drugim filmie znów pojawiło się irytujące slo-mo i przestylizowane kadry... spasowałam. Spotkałam kiedyś dziewczynę z Quebecu. Oni też się tam z niego śmieją. :) Nie jesteśmy sami.