Na "Wykolejonego" wybrałem się tylko i wyłącznie z powodu osób biorących udział w jego powstaniu. Po pierwsze reżyser, Mikael Håfström. Byłem ciekaw jak osoba odpowiedzialna za film "Zło" poradziła sobie w Hollywood. Po drugie aktorzy, Clive Owen i Vincent Cassel, których zawsze chętnie oglądam.
Niestety ten film to totalne dno. Nie sądziłem, że minie zaledwie jeden dzień, a zobaczę film gorszy od "Underworld". "Wykolejony" to trzeciorzędna produkcja, która służyć mogłaby jako zapchajdziurę w telewizji. Jakim cudem udało się producentom zgromadzić tak znane nazwiska, nie mam najmniejszego pojęcia. Zakrawa to jednak na cud. Scenariusz jest gorzej niż wtórny. Intryga grubymi nićmi szyta. Zbyt wielka ilość problemów przytłoczyłaby nawet bohaterów niejednej telenoweli, a co zatem idzie nie wpływa to zbyt wiarygodnie jeśli chodzi o zachowanie postaci. Przez cały film nie mogłem się odpędzić od wrażenia deja vu, tak typowe, swojskie i nijakie jest ta prezentacja. Szkoda czasu na takie badziewie. Szkoda też talentu Cassela i Owena (bo Aniston tu, niestety dla niej, pasowała).