Jest to przyzwoity thriller, choć nic nowego nie wnosi do gatunku, a dziury logiczne zdają się nie mieć tu granic. No bo jak, do diabła, może ujść gościowi (Clive Owen) płazem to, co zrobił. I generalnie głupi jest sam pomysł wyjściowy, bo chyba każdy wolałby już to żonce powiedzieć, niż tracić tyle kasy, tym bardziej,że potrzebna ona była na leczenie córki. Ale ten musiał być honorowy wobec kochanki. Coś tu nie tak. Kto zachowałby się w ten sposób. W ogóle jego przemiana z ojca rodziny w bezwzględnego gangstera jest co najmniej naciągana i mało prawdopodobna. Przez pół filmu się śmiałem, zwłaszcza, kiedy na ekranie był typ grany przez RZA. To dopiero był gangsta luzak. Po raz kolejny została ośmieszona instytucja policji w USA, która nie może sobie z niczym poradzić. Zupełnie bez sensu był też ostatni zwrot akcji. Aktorstwo było takie sobie, Jennifer Aniston zupełnie nie pasowała do tej roli, lepiej wypadł Vincent Cassel, który podobną rolę przećwiczył już w "Dziewczynie na urodziny".
Ogólnie na ten film patrzyłem, jak na czarną komedię, i chyba taką jest w rzeczywistości, tylko udaje, że jest czymś więcej.
Nie jest to film dla dzieciaków, ani dla tych, którzy nie mają jeszcze ukształtowanego światopoglądu, bo pokazuje, że fajnie i warto być gangsterem. Ale jako ta czarna komedia - 6/10.