Nie ma nic gorszego, niż scenarzysta i reżyser, którzy koniecznie muszą pokazać, że mają
większy talent od autora powieści, którą próbują przenieść na ekran. To nie pierwszy już przykład
"wariacji na temat powieści", której dopuszczają się filmowcy. Podobnie było z innym kryminałem
MacLeana -"Stacja arktyczna Zebra". Zamiast skopiować oryginalną akcję, wspaniałe dialogi i
obsadzić aktorów najlepiej pasujących do postaci stworzonych przez pisarza, panowie
scenarzyści i reżyserzy popisują się swoimi fantazjami. Gdyby byli naprawdę tacy zdolni, to sami
o d początku do końca wymyśliliby własną historię i ją opowiedzieli - niestety, tego nie potrafią.
Jedyne co potrafią, to zepsuć czyjeś dzieło, swoimi - genialnymi w ich przekonaniu - inwencjami.
Dobrze, że choć Aleksander Ford nie zepsuł "Krzyżaków" - a mógłby wprowadzić jakieś własne
inwencje. Mógłby przenieść akcję do Afryki, a jednym z głównych wątków wcale nie uczynić
poszukiwania porwanej przez Zygfryda Danusi przez Zbyszka, tylko jakąś wyprawę po zaginiony
skarb.

To, co kilku idiotów zrobiło z np. ekranizacjami "Pana Samochodzika" (cokolwiek by nie
powiedzieć o lekko komunizującej wymowie propagandowej tych młodzieżowych kryminałów)
udowadnia dobitnie, że powinno ustawowo zabronić się filmowania książek inaczej, niż tylko ze
100% zgodnością z oryginałem.