Nie nasunęło się wam podobne skojarzenie? Te ściemy ze skażeniem, życie w podziemiach i pranie mózgów. Tyle że na Sexmisji było śmiesznie, a tutaj dla odmiany zrobili dramatycznie.
Też jestem ciekaw, czy twórcy tego filmu widzieli "Seksmisję". W ogóle to gdy oglądałem ten film, odniosłem wrażenie, że jest krzyżówką "Seksmisji", "Matrixa" i "Mrówki Z".
Z "Seksmisją" łączy "Wyspę" głównie sposób fotografowania i oświetlania postaci (dość oryginalne u Machulskiego światło głównie od podłogi, czasem także ze ścian).
Motyw brainwashingu stosowanego wobec społeczności zamkniętej w jakimś sztucznym mieście pod wielką kopułą znany jest między innymi z filmu UCIECZKA LOGANA ("Logan's Run', 1976) z Michaelem Yorkiem, w którym ludzie wiodą beztroskie życie, jednak tylko do trzydziestego roku życia. Wtedy to muszą się poddać rodzajowi mistycznej "reinkarnacji", zaś strażnicy porządku rozprawiają się z tymi "buntownikami", którzy by usiłowali uniknąć ceremonii "odrodzenia".
Trochę podobną any-utopią jest też film EQUILIBRIUM (2002), a przynajmniej jego pierwsza połowa.
Jakby człek poszukał głębiej, to może nawet jakieś podobieństwo do "Matrixa" się znajdzie.
Z kolei zasoby materiału ludzkiego czekającego na wyjęcie zeń potrzebnych organów przypominają mi świetny thriller medyczny COMA Michaela Crichtona z 1978 r., z udziałem Michaela Douglasa, Geneviève Bujold i Richarda Widmarka.
Szalona, destrukcyjna ucieczka poprzez futurystyczne ulice L.A. - też już była w więcej niż jednym filmie akcji.
W sumie, "Wyspa" to dość oczywista kompilacja paru znanych motywów. Z drugiej strony, jak to ktoś gdzieś już przede mną napisał, właściwie wszystkie historie, jakie ktokolwiek opowiedziano, są jedynie mniej lub bardziej odległymi od oryginału trawestacjami którejś spośród 37 sztuk Szekspira. Ewentualnie - by sięgnąć jeszcze głębiej - są bardzo swobodnymi trawestacjami motywów biblijnych.
Chodzi zatem nie tyle o to, czy ktoś od kogoś zrzynał, ile raczej o to, jak zręcznie to robił. "Wyspa" z pewnością ma swoich zwolenników. Mnie wszelako trochę przeszkadza wolno rozkręcające się tempo w pierwszej części filmu, cokolwiek chaotyczny i nie zawsze czytelny (acz bardzo dynamiczny) sposób fotografowania długiej ucieczki, no i... pewna jednak przewidywalność. Wierzcie bądź nie, ale ja od początku wiedziałem, że ścigający Ewana McGregora Afrykanin zacznie mieć wątpliwości i w końcu zmieni front!