Wszystko fajnie, mamy happy end, klony uciekły, główni bohaterowie przeżyli, wielka wewnętrzna przemiana "łowcy"... Czyli typowy kiczyk.
Teraz powinni nakręcić realistyczną kontynuację, która już nie byłaby tak różowa. Co się stanie z klonami? Przecież to sobowtóry znanych i bogatych ludzi. Przecież to...hm.. nie są ludzie. Gdzie będzie ich miejsce na świecie? Przecież niemal nic o nim nie wiedzą. Będą tępieni przez społeczeństwo, bo są dziwadłami, wytworami chorych korporacji. Wybiją ich? Stworzą getto niczym to z District 9 za to, że obrzydliwie bogaci ludzie pozwolili stworzyć myślące i czujące klony?
Ja rozumiem, że reżyser w pewnym stopniu pozostawia tę sprawę otwartą, ale chciałbym wiedzieć, czy myśleliście w ten sposób co ja? Film kończy się słodko, pozostawiając typowego odbiorcę usatysfakcjonowanego że "nikt fajny nie zginął, a okłamywane klony wreszcie poczują czym jest wolność i szczęście". Ale milczy o tragicznej przyszłości setek klonów, które, co jak co, ale są niemal ludźmi. I to jest trochę smutne w tym filmie (pomijając, że obraz kaszani się w połowie, ale o tym już pisano).
PS. widzieliście w scenie ucieczki, jak Lincoln odpycha kogoś, a ten z całym impetem wpada w Jordan, niemal ją przewracając? :) To chyba nie było zamierzone..
Zupełnie nie mogę zgodzić się z Tobą -"Typowy kiczyk"? Czemu gdyby coś się się źle skończyło -śmiercią głównych bohaterów jest dla Ciebie bardziej wartościowe? (takie szablonowe szufladkowanie to jakieś nieporozumienie). Co jak co, ale film porusza wielkie problemy -zwróć uwagę na to, że tytułowa "wyspa" jest jak mistyczny raj w religiach. Wróć do niby bezsensownej sceny otrucia zastrzykiem klona, który zaczął myśleć samodzielnie poddając w wątpliwość to co powszechnie przedstawiano jako prawdę. Jest tam mocna krytyka współczesnego systemu, opartego na takim izolowaniu -okłamywaniu, odcięciu od prawdziwego świata jak na wyspie. Pierwsze co rzuciły mi się w oczy wątki religijne (na co jestem przewrażliwiony bo niedawno wyszedłem z sekty o nazwie "kościół katolicki" -dopiero teraz, z zewnątrz, widzę jasno manipulację szytą grubymi nićmi i nabijanie ludzi w butelkę, zarówno przez jedną jak i drugą stronę -ateizm to też jakby religia ignorancji -cóż nie mogę wchodzić raczej na ten temat tabu -wspomnę "teozofia").
Druga sprawa -nic nie jest oczywiste, to od Ciebie zależy jak podchodzisz do nieukończonego scenariusza (obierasz rzeczywistość przez pryzmat swojej wiedzy, wychowania -jeśli zechcesz dostrzec pozytywy i szczęśliwe rozwiązanie danego problemu dostrzeżesz je, jeśli masz pesymistyczne uwarunkowanie i nie jesteś świadomy możliwości jego zmiany będziesz trawił życie na czarne widzenie i martwienie się, przejmowanie wszystkim niepotrzebnie i na zapas). Nie twierdzę, że jesteś pesymistą -dałem przykład tylko. Akurat tu dostrzegłeś to co ja także -jakby nie dokończoną, nie rozwiązaną być może nadal tragiczną sytuację sobowtórów.
Jednak są prawdopodobne także dobre rozwiązania. Np. jak już wojsko zebrało wszystkich na pustyni powołano nowego szefa projektu, który zmieniono na "milion dolarów za wypożyczenie Twojego sobowtóra, który już potrafi i zna to Co Ty". Nudzi cię żona -wyjedź sobie na bahama, a zostaw jej kopię. Masz ryzykowaną transakcję lub wizytę w burzliwym regionie -wyślij sobowtóra. Tak na prawdę to nie oszustwo, a idealna kopia, która ma te same wrażenia (jak główny bohater nawet umiał prowadzić auto, znał łacińską nazwę łodzi, rozwijał w sobie wspomnienia, czyli umysł oryginału). Jeśli klonom zaproponowano by takie zwyczajne fajne życie jakie faktycznie prowadzili /jako ci ludzie, którymi byli przed swoim właściwie rozdwojeniem/ to w duchu miłości, metodami psychomanipulacji i nowoczesnej technologii, za miliny dolarów można zmienić branżę. A potajemnie uruchomić drugie laboratorium pracując nad autentycznie warwowymi, nie ludzkimi częściami zamiennymi już nie tylko dla milionerów, ale dla ich sobowtórów, którzy będą jak rodzina, musząc wszystko wiedzieć -będą jak użytecznie przyjaciele, siostry i bracia -jak zmiennicy, kaskaderzy. Można prowadzić, podwójne, potrójne życie. To genialne -gdy jesteś osobą twórczą, wybitnym artystą, polikiem, filozofem lub naukowcem. Jedna twoja kopia traci czas ze studentami, inna pisze książki, inna zajmuje się public relations, inna wychowuje dzieci i dba o dom. A ty jak ojciec rodziny, szef roboczej grupy wszystko doglądasz mając totalną wolność -jeśli tylko zechcesz możesz wejść z powrotem w jakąś rolę (co dziennie przyjmując raporty). Jeśli popracowali byśmy nad rozwinięciem łączności telepatycznej takowe były by nawet zbędne /co można też ostatecznie załatwić nowoczesną techniką/ bo w czasie gdy przejmujesz rolę danej swojej kopii, ona poprzez ukryty mikrofon i słuchawkę, bądź nawet kamerę u Ciebie /w budynku, gadgetach, okularach lub krawacie/ nadzoruje to co się dzieje i podpowiada Tobie o ile będzie potrzebna jakaś pamięć o tym co obiecałeś, co wiedziałeś na temat danej osoby. Sufler jak dla tajnych agentów. Wtedy taki "krewniak" byłby miał luksusowe życie o które wszyscy by dbali bo wart by był nie milion, a 10 mln dolarów. Za to wszystkich cierpiących na nieuleczalne choroby odesłano by do /no właśnie -nie znanych powszechnie i kontrowersyjnych, ale 100% skutecznych/ speców od bezinwazyjnych operacji, "cudów" medycyny tybetańskiej, szamanizmu itp/. To w ramach zaliczki dostali by takie naturalne lekarstwo w postaci przy okazji przeprogramowania podświadomości i otrzymania instrukcji obsługi jak żyć w zgodzie ze sobą i światem aby nie chorować w przyszłości. Jeśli by nie ufali w takie możliwości -hipnoza, sugestia i po problemie (pacjent gotowy do wewnętrznej pracy i medycyny w którą normalnie by nie uwierzył wychowany w zakłamanej i prymitywnej pod tym względem zachodniej cywilizacji). Drugi scenariusz -to założyć miasto gdzie normalnie żyły by i tworzyły wysoką kulturę i sztukę owe kopie milionerów, a wiec nie tuzinkowi, a wybitni co najmniej mający jakieś wyjątkowe cechy w genach, że ich przodkowie przejęli fortuny.
Kto zapłacił by za założenie miasta, które było by w rzeczywistości wielkim laboratorium, obserwującym w warunkach naturalnych to co się dalej dzieje z tymi cudami bio-techniki. Jasne, że ta sama instytucja, która zainwestowała już miliony -dlatego głupotą było by się wycofać (to tak jak wyprzedać pajet akcji gdy ich cena leci w dół).
Świat należy do odważnych i konsekwentnych ludzi, którzy nie raz pokazali, że można dokonać tego co wszystkim w koło wydawało się nie możliwe.
Ponieważ dalej dość rozpisałem się i nie na temat (o tajemnicach ludzkiej natury) drugą część mej odpowiedzi /już tradycyjnie/ uwieszam na swym tutejszym blogu: http://www.filmweb.pl/user/zjonizowany/blog/536751
Mogę zgodzić się tylko i wyłącznie z drugim scenariuszem, który wydaje się o wiele bardziej logiczny. Czemu nie z pierwszym? To może nie wypalić. Klony, mimo, że są "identyczne" z oryginałami mają jednak inną osobowość, inne wspomnienia (z pobytu w tym sztucznym świecie). Nie można założyć, że będą chciały zastępować oryginały w ich prywatnych życiach. To co, że wyglądają tak samo, mają takie same umiejętności, skoro ich osobowość jest inaczej ukształtowana, a co najważniejsze nie mają wspomnień swojego sponsora (lub mają w dość szczątkowej wersji). W dodatku, napiszę to jeszcze raz, klony nie wiedzą nic o świecie. Zanim zaczęłyby zastępować prawdziwe osoby, musiałyby się nauczyć żyć. A to "trochę" może im zająć. Poza tym coś mi się nie widzi, żeby klony pałały ciepłym uczuciem do ludzi, którzy wydali pieniądze nie na stworzenie myślącej istoty, a na stworzenie części zamiennych, które nie miały prawa zyskać własnej świadomości, być tylko mięsem zamiennym. Jakoś nie wydaje mi się, że chcieliby żyć w świecie tych ludzi. Widzę ich raczej jako żądne wiedzy i poznania i odkrywania istoty.
Co do Twojego pierwszego akapitu: nigdzie nie napisałem, że śmierć głównych bohaterów byłaby lepszym, wartościowszym zakończeniem. Przeciwnie, mimo, że film oglądało mi się średnio, to dopingowałem bohaterom. Sęk w tym, że sama fabuła, akcje tam przedstawione to taki bardzo typowy, szablonowy, amerykański kicz dla mas. Nawiązanie do raju, krytyka systemu? Owszem, są, ale są one tak mocno zarysowane i jednoznaczne, że aż banalne. Nie uważam, że to źle, że są. Muszą być, żeby film nabrał pewnej głębi. Banalnej i łatwej do wychwycenia, ale jednak.
Właśnie -banalny i łatwy do wychwycenia przekaz to wg. mnie jest ważna część każdej wypowiedzi artysty, który wg. mnie nie ma za zadania dawać łamigłówek, okazji do pustego śmiechu, lub takowych wrażeń z super efektów lecz ma w swym dziele jakiś większy cel niż chwila rozrywki. Otóż umieszcza tam przesłanie, które im czytelniejsze tym lepsze. Sygnalizuje pewne sprawy, w tym oczywiste i dla tego często bagatelizowane. Daje do myślenia, w konsekwencji czego dzięki artystycznej twórczości (przy okazji bawiąc) przemienia świat. Zmienia nasze podejście, pozostawia widza zmienianym na zawsze, mądrzejszym (a nie chwilowo podekscytowanym dobrymi wrażeniami). Oto moje zdanie co do kina, literatury i wszelkich rodzajów sztuki, które mają możliwość wymowy (po prostu jestem praktyczny i tego samego oczekuję od osób, które najsilniej oddziaływają na ludzi, czyli od artystów -nie zwykle kontrowersyjnych, bo mówiących wprost: nauczycieli, autorytetów, polityków lub duchownych, których słuchają nieliczni, a większość przeciw nim się buntuje przez co ich "nauki" przemijają jak mody). Za to artyści przemycają treści subtelnie, niezauważalnie zmieniając odbiorców (i oni są najbardziej skuteczni, bo ilustrują swoje przesłania obrazem lub dźwiękiem, budzą emocje, udowadniają swą racje opowiadając długie historie). Niezauważalnie programują umysły (tak jak profesjonalna propaganda, z tym że jak każda wyraźna manipulacja budzi sprzeciw -a sztuka nie -tu wszystko w imię wolności można).
Co do klonów myślę, że dało by się:
1. wyjaśnić im, iż ich dawcy nie mieli pojęcia o tym, że są żywi i różne inne kwestie typu (nagroda i kara, stworzyć motywację).
2. przeprogramować już otrzymane na zasadzie głębokiej hipnozy i innych technik w tym NLP (umożliwiające zrobienie z ludzi robotów -zaprogramowanie jak automaty)
3. jeśli są dosłownymi kopiami odnajdą się w roli sobowtórów jak ryby w wodzie (tak jak bliźniaki, które mimo rozdzielenia jako niemowlaki i wychowania w rożnych środowiskach tak samo się ubierają, mają podobne gusta i domyślnie pragnienia).
Już setki lat temu religie z normalnych ludzi /i to nie indoktrynowanych od dziecka, a nawet z takich nowych owieczek, nawracanych się/ potrafiły robić męczenników za wiarę (kodując im zachowania irracjonalne włącznie z całkowitym wyzbyciem się życia). Więc wiesz rozwój współczesnej technologi psychomanipulacji jest tak tak duży, że to na co jakaś sekta potrzebowała miesięcy można uzyskać w minuty! Po prostu system pracy umysłu został rozkodowany więc prowokowanie konkretnych reakcji nie jest kwestią prób i błędów, ale trafianiem w sedno. Właśnie czytam, którąś już książkę o NPL (nie będące jeszcze dość popularne gdyż szkolenie uprawniające do nauki osób mogących przekazywać to dalej kosztuje podobno 200 tyś. zł:) Zabawne ale to się opłaca, bo ktoś kto się na tym zna za dzień konsultacji bierze 5 tyś. zł i ma chętnych -bo to działa we wszelkich dziedzinach życia, powodując zmiany niemal jak magia.
Oczywiście można wymyślić jeszcze trzeci scenariusz -gdyby dać to do konkursu to posypały by się odpowiedzi. To czego my nie wiemy, nie znaczy że nie jest dostępne dla innych. Gdyby każdy znał wszystkie realne odpowiedzi nie byłoby ludzi wybitnych, wynalazców, strategów, wielkich przywódców, myślicieli. Każdy bo sobie odpowiedział na co by zechciał. Innymi słowy, jeśli my czegoś nie potrafimy nie znaczy, że to jest nie możliwe dla innych (historia pokazuje, że zawsze znajdzie się ktoś kto przekroczy wyobrażenia dokonując czegoś co uważano powszechnie za nie możliwe).